Kalwaria była sceną najbardziej zadziwiającego
wydarzenia w historii, jakoby punktem pojednawczym, na którym
Boska miłość i sprawiedliwość mogły działać w kierunku usunięcia
przekleństwa ciążącego na ludzkości. Miejsce jej nie jest na
pewno znane, lecz łacińskie słowo Kalwaria nasuwa pewien wątek,
gdyż jako równoznaczne hebrajskiemu słowu Golgota, oznacza "miejsce
trupiej głowy." W pobliżu miasta świętego znajduje się
zaokrąglony, nagi wierchołek góry, z dwoma zagłębieniami po
jednej stronie wierzchołka. Obserwowany z pewnego oddalenia
wierzchołek ten jest podobny do trupiej głowy, zagłębienia i
rosnące obok krzaki i jakoby przedstawiały oczodoły. Mniemanym
jest, że to było miejscem ukrzyżowania Pana. Zwyczaj nazywania
skał lub gór według rzeczy, do jakich one niekiedy są podobne,
zachował się aż dotąd.
Ukrzyżowanie jest najokropniejszą i
najbardziej męczeńską śmiercią; jednak nie same tylko tortury
śmierci ponoszone przez Pana za nas, napełniają nas współczuciem
i smutkiem, gdy rozmyślamy o Kalwarii i o poprzedzających wydarzeniach.
Dwuch innych było ukrzyżowanych z Jezusym; wielu innych ponosiło
podobną śmierć przedtem i później, ponosząc tyleż lub więcej
cierpień w powolnych mękach, palenie na stosach, wbijanie na
pal itp. Myśl, która najgłębiej przenika serca nasze jest ta,
że cierpienia naszego Zbawiciela były nie tylko nie zasłużone
przez Tego, "który chodząc czynił dobrze", ale że
miały one styczność z zapłatą za winy nasze, tak abyśmy "sinością
Jego byli uzdrowieni" - Izaj. 53:5.
Miłość Chrystusowa przyciska nas
Myśl, że Chrystus umarł za grzechy nasze,
Sprawiedliwy za niesprawiedliwych aby nas przywieść do Boga
- abyśmy mogli być przywróceni do Boskiej łaski, uwolnieni od
sprawiedliwego wyroku śmierci za nas wydanego - ta myśl przejmuje
serca nasze miłującą sympatją. "Albowiem miłość Chrystusowa
przyciska nas, jako tych, którzyśmy to osądzili, iż ponieważ
jeden za wszystkich umarł, tedy wszyscy byli umarłymi (pod sprawiedliwym
wyrokiem śmierci); a że za wszystkich umarł, aby ci, którzy
żyją, już więcej sobie nie żyli, ale Temu, który za nich umarł
i jest wzbudzony" - 2 Kor. 5:14-15.
W miarę jak dzisiejsi teologowie, profesorowie
wyższych uczelni i "mądrzy tego świata", zaprzeczają
potrzebę śmierci naszego Pana i wartość kosztownej Jego krwi,
jako pojednanie za grzechy ludzkości, w takiej samej mierze
ci, których oczy zostały otworzone na zrozumienie Boskiego planu,
oceniają coraz więcej wartość krzyża, jako podstawę do pojednania
pomiędzy Bogiem a ludźmi. Wielkie jest odpadanie w naszych czasach
od tego fundamentalnego zarysu Ewangelii Chrystusowej. Jezus
jest przedstawiany jako dobry, zacny i mądry nauczyciel, którego
słowa są odpowiednie na tekst i komentowanie do kazań; lecz
grzech świata jest zaprzeczany twierdzeniem, że człowiek wnosi
się procesym ewolucji ze stanu małpy do Boskiego podobieństwa;
a jeżeli niema grzechu świata to rzecz naturalna, że świadectwo
Biblii, iż Jezus dokonał pojednania za grzechy świata, jest
błędnym i pogląd taki szerzy się coraz więcej w chrześcijaństwie,
niszcząc prawdziwą wiarę chrześcijańską.
Jakakolwiek wiara zaprzeczająca naukę
o Okupie, nie jest prawdziwa wiarą chrześcijańską, nie jest
ową wiarą raz świętym podaną, nie jest wiarą przyjemną Bogu,
nie dokonuje usprawiedliwienia ani przebaczenia za grzechy,
nie jest tą wiarą, która ma być uznana, zaszczycona i nagrodzona
przez Boga w słusznym czasie. Sprawa ta musi być określona wyraźnie,
choćby to nawet obrażało niektórych gdy im się mówi, że nie
są chrześcijanami w biblijnym znaczeniu tego słowa, gdy nie
uznawają nauki o pojednaniu przez krew krzyża, czyli przez śmierć
Jezusową. Ostatecznie nauka ta będzie główną próbą objawiającą,
którzy są Pańscy a którzy nie. Ci co stracą ten ośrodek wiary,
stracą wszelki dział i cząstkę w Chrystusie, na ile to przynajmniej
tyczy się wieku obecnego. Tacy nie są chrześcijanami, tak samo
jak nie są nimi mahometanie, żydzi, brahmini lub wyznawcy Konfucjusza.
Żydzi, mahometanie a nawet niedowiarkowie wierzą, że Jezus żył,
że umarł i że był wielkim nauczycielem, lecz to nie czyni ich
chrześcijanami, ani ich usprawiedliwia. Apostoł wykazuje, że
usprawiedliwieni jesteśmy "przez wiarę w Jego krew"
- Rzym. 3:25.
"Via Dolorosa" - droga krzyżowa
Droga z sądowej sali Piłata na Kalwarię była
prawdziwie drogą smutku i boleści. Piłat nie czuł się zadowolonym
z uczynienia tego, co słusznie spodziewano się, że uczynić musi
w danych okolicznościach. Kapłani i doktorowie teologii odnieśli
zwycięstwo i mogli czuć się uradowani, widząc ich ofiarę prowadzoną
jako baranka na rzeź. Możemy jednak dać im uznanie za nieco
sumienia i przypuszczać, że oni nie czuli się szczęśliwymi.
Chociaż wołali przed Piłatym: "Krew jego niech spadnie
na nas i na dzieci nasze", to jednak odczuwali jakiś tajemniczy
strach przed tym zadziwiającym człowiekiem, którego oskarżali.
Przypuszczać, że serca ich nie były zakłopotane, byłoby zdyskredytowaniem
ich zupełnie.
W drodze, pewne czułe niewiasty, nie
będące uczennicami Pana, płakały gdy Jezus przechodził. Piłat
próbował zaapelować do lepszych uczuć oskarżycieli Jezusa, przez
ubiczowanie Go i przedstawienie im z okrzykiem: "Ecce Homo"
- Oto człowiek! Popatrzcie na Tego, którego chcecie abym ukrzyżował.
W całym narodzie waszym niema człowieka podobnego jemu obliczem
i kształtem ; żaden z Was nie powinien uważać go za przestępcę,
bo oblicze jego świadczy przeciwko temu. Czy nie zadowolicie
się tym widokiem? Czy gniew wasz wobec niego nie zaspokoi się
ubiczowaniem jakie otrzymał?
Jednakowoż cały ten apel Piłata był
na próżno. Wrogowie Pana byli tak przepełnieni gorzkością i
zazdrością, że ślepymi byli na Jego osobiste zalety. Te jednakowoż
zaimponowały niewiastom, które widziały Go idącego z krzyżem
na Kalwarię i płakały. Jezus był ze wszystkich najspokojniejszy,
ponieważ otrzymał zapewnienie, że wykonywał wolę Ojca. Zapewnienie
to trzymało Go spokojnym i nieporuszonym, od chwili gdy ukazał
mu się anioł w Getsemanie, aby obdarzyć Go słowem łaski i przez
to zasilić Go. Od owej chwili Jezus był spokojnym i gotowym
znieść wszystko co było potrzebnym do wypełnienia Boskiej woli
i Jego planu, spolegając w zupełności na mądrości, miłości,
sprawiedliwości i mocy Bożej. Płaczącym niewiastom rzekł: "Nie
płaczcie nademną ale nad sobą" - mając niezawodnie na myśli
ów straszny ucisk, jaki trzydzieści siedm lat później spadł
na to miasto.
"Niechaj weźmie krzyż swój i naśladuje
Mię"
Jezus, dźwigający Swój krzyż, kroczył na
czele tej procesji, w towarzystwie czterech żołnierzy rzymskich;
za nimi szło dwuch łotrów również z krzyżami i z czteroma żołnierzami
z każdym z nich, a głównym nadzorcą nad tymi wszystkimi był
Setnik. Pan Jezus, mniej szorstki z natury, delikatniejszy i
inteligentniejszy niż ci dwaj łotrzy, był niezawodnie mniej
od nich zdolnym do dźwigania ciężkiego krzyża, a ponadto był
On pod silnym napięciem nerwów i bez pożywienia przez więcej
niż dwanaście godzin. Był On widocznie za słabym do niesienia
krzyża więc Setnik niezawodnie przymusił Szymona z Cyrenei,
wieśniaka, aby niósł krzyż za Jezusem. Czy to znaczy, że on
kroczył za Jezusem niosąc krzyż, czy też tylko pomagał Jezusowi
nieść tylną część krzyża, nie jest pewnym; w każdym razie miał
on najchwalebniejszą sposobność, chociaż była narzucona mu przymusem.
Wielu z poświęconych czytając ten opis,
wyrażało życzenie uczestniczenia w niesieniu tego krzyża. Nasuwa
się też pytanie: gdzie byli Piotr, Jakub, Jan i inni? Niestety,
dozwolili oni aby bojaźń powstrzymała ich i pozbawiła tej tak
chwalebnej służby dla Pana. Rozmyślając o tym, dobrze jest również
pamiętać, że Pan łaskawie zarządził aby wszyscy Jego naśladowcy
mogli mieć udział w niesieniu Jego krzyża. Sromota i brzemię
krzyża nie ustały dotąd; krzyż Chrystusowy jest wciąż jeszcze
na świecie; jeszcze dotąd mamy przywilej niesienia tego krzyża
i postępowania za Panem. Chociaż Apostołowie stracili przywilej
niesienia literalnego krzyża za Panem to jednak później otrząsnęli
się ze swej bojaźni i, jak wiemy z zapisków, wykonali swoją
chwalebną służbę, nosząc krzyż Chrystusowy po wszystkie lata
ich późniejszego życia.
Podobnie i my, starajmy się miłować
dużo i okażmy naszą miłość przez naszą gorliwość w noszeniu
krzyża, a gdy kiedykolwiek gorliwość nasza zacznie zastygać,
wspomnijmy na orzeczenie: "Bez krzyża niema korony";
jak i na słowa Apostoła: "Jeźli cierpimy, z Nim też królować
będziemy; jeźli z Nim umrzemy, z Nim też żyć będziemy."
Pamiętajmy jednak że głównymi pobudkami nie powinny być pożądanie
korony ani nawet obawa przed śmiercią wieczną. Główną sprężyną
naszego przywiązania do Pana powinna być ocena tego co On uczynił
dla nas, oraz nasza miłość ku Niemu i pragnienie, aby czynić
tylko to co jest Jemu przyjemne, aby przez to okazać Jemu naszą
miłość i wdzięczność. Pamiętajmy, że chociaż Jezus, Głowa Kościoła,
został uwielbiony dawno temu, to jednak znajdują się wciąż jeszcze
na świecie tacy, których On uznaje za braci, za "członków
Swego ciała" ł że cokolwiek uczynimy jednymu z tych najmniejszych,
w czymkolwiek dopomożemy im w noszeniu ich krzyżów, tyle On
oceni to jako okazywanie naszej miłości ku Niemu, tak jak byśmy
to Jemu wprost czynili.
"Z przestępcami policzon był"
Ukrzyżowanie naszego Pana pomiędzy dwoma
łotrami może być obserwowane z różnych punktów zapatrywania.
Dla Niego samego oznaczałoby to wielkie upokorzenie. Każdy zacny
i niewinny człowiek, oceniając swoją niewinność w swym sercu,
odczuwałby szczególniejszą przykrość, gdyby był tak źle zrozumiany,
że zaliczony byłby do przestępców, łotrów - uznany jako jeden
z takich. A jeżeli to jest prawdą o nas, w naszym niedoskonałym
stanie umysłu i sercu, jak i w niedoskonałym zrozumiewaniu sprawiedliwości
i grzechu, to ileż boleśniejszym musiało to być dla tak doskonałego,
jakim był nasz Pan. Jak On musiał brzydzić się grzechem, jak
zupełnie był mu przeciwnym pod każdym względem i jak wiele większy
wstyd musiał odczuwać, aniżeli my odczuwać byśmy mogli w podobnym
położeniu! Z punktu zapatrywania Ojca Niebieskiego, to dozwolenie,
aby Syn Jego zaliczony był pomiędzy przestępców, było widocznie
dla zademonstrowania aniołom i ludziom najwyższej wierności
Jego Syna, jako czytamy: "Sam się uniżył aż do śmierci
i to śmierci krzyżowej."
Tym sposobem nasz Pan, przez Swoją gotowość,
aby nie tylko umrzeć, ale umrzeć śmiercią najhaniebniejszą,
zademonstrował Swoje najzupełniejsze poddanie się Ojcu, kompletne
uśmiercenie Swej woli i nakłonięcie Swego serca i umysłu pod
wolę Ojca. W tym wszystkim On stał się przykładem dla Swoich
naśladowców, jako to i Apostoł napomyka: "Uniżajcież się
tedy pod mocną ręką Bożą, aby was wywyższył czasu swego."
(1 Piotra 5:6.) Z punktu zapatrywania kapłanów i Faryzeuszów,
ukrzyżowanie Pana wraz z dwoma łotrami było wielce pożądanym,
ponieważ powstrzymywałby lud od myślenia o Jezusie jako o męczenniku,
zniesławiając Go i poniżając w oczach ludu, tak żeby każdy wstydził
się przyznać, iż był naśladowcą religijnego nauczyciela, który
został publicznie stracony jako oszust, jako nieprzyjaciel Boga
i ludzi. Dla nich nie było ani do pomyślenia, aby kiedykolwiek
ktoś mógł się chlubić w krzyżu Chrystusowym. Jak cudownie jednak
Bóg opanował wszystkie ludzkie zrządzenia i sprawił, że nawet
złość, zazdrość i niegodziwość ludzkich serc obróconą została
na Jego chwałę i na wypełnienie Jego planu.
Zabicie księcia żywotu
Odległość od pałacu Piłatowego do miejsca
Trupiej Głowy nie była zbyt wielka, pomimo że to ostatnie było
poza murami miasta. To też procesja ta w niedługim czasie doszła
do wyznaczonego miejsca, krzyże zostały położone na ziemi, żołnierze
szybko rozebrali więźni i przybili ich do krzyżów, prawdpodobnie
drewnianymi gwoźdźmi, poczym krzyże zostały podniesione i spuszczone
do wykopanych dołów, tak że nogi ukrzyżowanych były około dwie
stopy od ziemi.
Agonię całej tej procedury krzyżowania
można sobie lepiej wyobrazić aniżeli opisać, szczególnie w chwili
gdy spuszczenie krzyża do dołu i wstrząśnięcie przygwożdżonego
do krzyża ciała, spowodowało niezmierny ból, większy dla człowieka
delikatnego i uczuciowego, aniżeli dla szorstkiego i brutalnego
- a więc o wiele droższy dla naszego Pana, aniżeli dla Jego
współtowarzyszów.
Wierny uczeń Pana z właściwością może
powiedzieć sobie: "Pan ponosił to wszystko dla mnie";
a z kolei może zapytać siebie: Ile ja ponosiłem lub ponoszę
dla Niego hańby, urągań lub bólów? Sama myśl o tym powinna zawstydzać
nas, gdy chcemy się chwalić z ponoszonych doświadczeń a także
powinna czynić nas mężnymi i cierpliwymi w znoszeniu wszystkiego,
co Boska opatrzność może dozwolić na nas, z powodu naszego uczniostwa.
Król Żydowski
Piłat skorzystał ze sposobności odwzajemnienia
się zazdrosnym i złośliwym przewodcom żydowskim za ich zmuszenie
go do wydania wyroku ukrzyżowania na Jezusa, wbrew jego woli
i sprawiedliwości. Było zwyczajem umieszczać nad głową ukrzyżowanego
skazańca, tablicę z napisem jego winy. W wypadku Jezusa, Piłat
rozkazał napisać: "Jezus Nazareński Król Żydowski."
Marek podaje ten napis jako: "Król Żydowski," a Łukasz
jako: "Tenci jest on Król Żydowski." Wszystkie te
trzy podania mogą być prawdziwe; albowiem napis był w trzech
językach, w hebrajskim, greckim i łacińskim.
Sądem najwyższego kapłana, Jezus był
skazany na śmierć za bluźnierstwo, że nazwał się Synem Bożym,
lecz oskarżenie to nie mogło ostać się przed Piłatem, ponieważ
rząd Rzymski nie dbał gdy człowiek bluźnił przeciwko jednemu
bogu lub drugiemu. Aby więc podtrzymać wyrok śmierci przed rzymską
władzą, Jezus był oskarżony jako buntownik, mający pretensję
do królowania nad Izraelem; stąd ów napis: "Król Żydowski."
Decyzja Piłata, aby napisu tego nie zmienić, była właściwa i
ostatecznie zaćmione oczy całego świata zostaną otworzone na
rozpoznanie tego wielkiego faktu, że Jezus był w rzeczywistości
naznaczonym od Boga Królem ziemi. On jednak sam powiedział:
"Królestwo Moje nie jest stąd," czyli nie jest jeszcze
czas na to królestwo; lecz powiedziane też jest na innym miejscu,
że On obejmie "Swoją wielką moc i królestwo." Ci co
uznawają Go za Króla obecnie, są nieliczni i bardzo nieznaczni
na świecie - "nie wielu wielkich, nie wielu mądrych, nie
wielu uczonych"; zwykle tylko "ubodzy tego świata,
lecz bogaci w wierze".
Dla niektórych zdaje się być dość przyjemną
bajką twierdzić, że Jezus jest już obecnie panującym Królem
świata, że chrześcijaństwo jest Jego królestwem a owe 400,000,000
nominalnych chrześcijan Jego wiernymi poddanymi. Ci którzy tak
pojmują, są prawie tak samo ciemnymi jak byli owi kapłani i
nauczeni w piśmie, którzy przyczynili się do ukrzyżowania Pana.
Nazywać chrześcijaństwo obecne, państwem Chrystusowym i ludność
tegoż, sługami Pana, byłoby tym samym co nazywać czarne białym.
"Jesteście sługami tego komu służycie",
było zasadą Pana i zgodnie z tą zasadą Pan ma obecnie bardzo
mało sług na świecie - ogromna większość służy grzechowi w takiej
lub innej formie jego samolubstwa. Tacy gdy myślą o dniu Chrystusowym,
o czasie gdy Chrystus obejmie Swoją wielką moc i panowanie pod
całym niebem, wolą zawsze wnosić że czas ten jest jeszcze bardzo
daleki.
Takich, którzy "miłują Jego przyjście,"
których serca tęsknią za obecnością Króla i za ustanowieniem
Jego królestwa sprawiedliwości na ziemi, jest teraz bardzo mało.
Jednakowoż ci co stanowią "Maluczkie Stadko," co są
żołnierzami krzyża, powinni tym więcej oceniać społeczność jedni
z drugimi i, jak radzi Pismo Św., powinni być gotowymi "kłaść
życie za braci". A kto gotów jest położyć życie za brata,
będzie zapewnię bardzo ostrożnym we wszystkich swoich obcowaniach,
aby nic nie czynić przeciwko prawdzie ale za prawdą, nic takiego
co mogłoby kogokolwiek gorszyć, a raczej wszystko co tylko możliwe
aby pomagać członkom ciała Chrystusowego, "Jego nogom."
"Siedząc strzegli go tam"
Rzymscy żołnierze, nieświadomi o Bogu i o
zasadach sprawiadliwości - ich najwyższym pojęciem odpowiedzialności
było słuchać rozkazów - byli na wszystko obojętni. Śmiertelne
drgania ich ofiar nie wzruszały ich wcale. Usiadłszy spoglądali
na Jezusa i z obojętnością zaczęli dzielić pomiędzy siebie Jego
szaty. Zwykła odzież żyda składała się z pięciu części: nakrycie
głowy, obuwie, szata, czyli toga, pas (jedna część dla każdego
żołnierza) i pewnego rodzaju tunika, nazwana w naszej lekcji,
suknią. Była to pewnego rodzaju koszula, sięgająca od szyji
aż do kostek; o tę suknię żołnierze rzucali losy.
Ci żołnierze, spoglądający zimno na
Baranka Bożego, który cierpiał, sprawiedliwy za niesprawiedliwych
jako cena okupu, i dzielący między siebie odzienie naszego Pana,
mogą w pewnym stopniu przedstawić całe "Chrześcijaństwo,"
od onego czasu aż dotąd. Miliony ludzi w różnych częściach świata,
słyszeli o Jezusie, o Jego miłości i ofierze, a także iż ofiara
ta była za nich, a jednak są aż dotąd nieporuszeni, obojętni,
bez oceny i wdzięczności. Są gotowi przyjąć i dzielić pomiędzy
sobą korzyści wypływające z Jego śmierci, lecz nawet i te przyjmują
lekko i bez dziękowania. Najpobłażliwszy pogląd na ich stan
serc wyrażony został przez Apostoła: "W których Bóg świata
tego oślepił zmysły, to jest w niewiernych, aby im nie świeciła
światłość Ewangelii chwały Chrystusowej, który jest wyobrażeniem
Bożym" - 2 Kor. 4:4.
Z nim w godzinie zgonu
W godzinie Jego konania znajdowało się przy
Panu czworo Jego bliskich przyjaciół: Jego matka, kuzynka Jego
matki, żona Kleofasza, Maria Magdalena i Jan. Nie powinniśmy
zbyt surowo sądzić innych przyjaciół Pana za ich widoczny brak
odwagi. Ogólna gorzkość, która doprowadziła do ukrzyżowania
Jezusa, dosięgła w znacznej mierze także i Jego naśladowców.
Bojaźń ich była zupełnie naturalna, szczególnie gdy wspomniemy,
że i o Łazarzu jest powiedziane, że chcieli go zabić. Owe trzy
niewiasty mogły się czuć wolne od niebezpieczeństwa molestowania,
pomimo ich objawów zainteresowania w cierpiącym; zaś co do Jana
to pamiętamy, że on miał przyjaciela pomiędzy domownikami najwyższego
kapłana i ten pozwolił mu być w pobliżu, gdy Jezus był najpierw
tam przyprowadzony i gdy Piotr bał się być rozpoznanym nawet
na podwórzu. Jest prawdopodobnym że ów sługa najwyższego kapłana
był obecnym na Kalwarii, aby zdać raport z całej tej sprawy.
Ta okoliczność mogła dodać Janowi odwagi do trzymania się tak
blisko krzyża.
W tym to czasie Jezus, chociaż znajdował
się w ogromnej boleści, poruczył Swoją matkę pieczy Janowej,
słowami: "Niewiasto, oto syn twój"; a do ucznia: "Oto
matka twoja". Nie było nam danym okazać współczucia przy
krzyżu Jezusowym, lecz możemy spieszyć z pociechą i pomocą "członkom
Jego ciała" w ich ciemnych godzinach; a Pan policzy to
jakoby było Jemu uczynione.
Jeszcze jedno Pismo miało być wypełnione.
Prorok powiedział o Nim: "Podali mi żółć a w pragnieniu
Moim napoili Mię octem." To miało być dodatkowym znakiem
rozpoznania Go, i podane jest jako powód do wypowiedzenia słowa
"Pragnę", przez Jezusa. Nie ulega wątpliwości że w
gorączce spowodowanej krzyżowaniem, Jezus był spragnionym przez
pewien czas, lecz teraz nadeszła chwila do wypowiedzenia tego,
do nastręczenia okazji aby Pismo to wypełniło się. Żółć z octem
podana Mu była nie dla szkody ale dla sprawienia ulgi. Mniemanem
było, że mieszany ten płyn uśmierzał pragnienie w znacznym stopniu.
Wypełniwszy w taki sposób różne Pisma
do Niego się stosujące, Pan nasz zrozumiał że koniec Jego nadchodził.
W tym prawdopodobnie momencie Ojciec Niebieski odciął Swoją
społeczność z Nim, aby, przynajmniej na chwilę, odczuł i doświadczył
wszystkiego co doznał grzesznik odrzucony od Boskiej łaski;
albowiem On został potraktowany jako grzesznik za nas, abyśmy
mogli być potraktowani przez Boga za sprawiedliwych na Jego
rachunek. Wierzymy, że ze wszystkich doświadczeń naszego Pana,
ta chwila kiedy Ojciec ukrył przed Nim oblicze Swoje, była dla
Niego najsroższą katuszą i tą jakiej prawdobodobnie nie przewidział.
Chociaż ograbiony był z wszelkich ziemskich wygód, łask, przywilejów
i błogosławieństw, cieszył się On jednak do tej chwili społecznością
z Ojcym, lecz teraz, gdy i to zostało odjęte, było ponad Jego
siły.
To też w agonii zawołał: "Boże
Mój, Boże Mój, czemuś Mię opuścił?" Cóż takiego uczyniłem
co spowodowało tę chmurę pomiędzy Tobą a Mną? Czyż nie byłem
wiernym nawet aż na śmierć? Pan prawdopodobnie wnet zrozumiał
znaczenie tego doświadczenia; że było ono dla Niego konieczne,
aby dopełnić Jego kielicha cierpień, zademonstrować szczyt Jego
wierności i posłuszeństwa, a jednocześnie w zupełności zapłacić
karę za nasz rodzaj. Będąc prawdopodobnie jeszcze pod ową chmurą,
lecz rozumiejąc jej znaczenie, Jezus zawołał: "Wykonało
się" i umarł.
Mówimy niekiedy o ludziach umierających
ze złamanym sercem, używając tych słów w znaczeniu obrazowym;
lecz na ile to się tyczyło naszego Pana, stało się to w rzeczywistości,
literalnie. On widocznie umarł na istotne pęknięcie serca. Głęboki
smutek zdaje się utrudniać cyrkulację krwi i wywiera ogromne
parcie na serce. Wszyscy może odczuwaliśmy to czasami - jakiś
ciężar na sercu, pod pewnym szczególniejszym naprężeniem nerwowym.
W wypadku naszego Pana było to widocznie tak gwałtownym, że
serce Jego literalnie pękło. Umarł ze złamanym sercem.
- artykuł zaczerpnięty z "Watch
Tower" 1905 (3560).
|