Jezus i apostołowie wstąpiwszy w łódź, przepłynęli
na północną stronę jeziora Galilejskiego. Łódź była widoczna
z brzegów jeziora prawdopodobnie przez całą tę przestrzeń i
rzesze, nie tylko te co słuchały poprzednio Jezusa, ale i inne
pielgrzymujące pieszo do Jeruzalemu na obchodzenie świąt Wielkanocnych
(Paschy), widziały łódź i domyślały się do jakiego punktu zmierzała.
To też wielu, chcąc zobaczyć wielkiego Proroka, o którym słyszeli
dużo dziwnych rzeczy, skierowali swoje kroki do punktu, gdzie
łódź miała lądować. Tak więc, gdy Jezus i uczniowie dobili do
swej przystani i wyszli z lodzi, zauważyli zbliżające się znaczne
gromady ludzi.
Jezus, naturalnie, wiedział, że u większości
tych ludzi, celem ich przyjścia była tylko ciekawość, a nie
wiara, ani pragnienie nauki. Mimo to jednak Jego szczodrobliwe
serce było pełne współczucia. Zauważył, iż lud ten był jako
owce bez pasterza - jako naśladujących Mojżesza i nauczonych
w zakonie bezmyślnie i ślepo, mając stosunkowo bardzo mało zdolności
do zrozumienia i przyjęcia dobrego poselstwa, jakie On miał
do dania. Mimo to jednak, chociaż nie byli w stanie przyjąć
duchowych prawd, jakie Pan udzielał uczniom, On jednak postanowił
udzielić im pewnej ogólnej lekcji, która byłaby im korzystna
cieleśnie w tym czasie, a także mogłaby stać się przewodem błogosławieństwa
dla nich na przyszłość, gdy patrząc wstecz przypomnieliby sobie
to wydarzenie. Pan zamierzył nakarmić te rzesze cielesnym pokarmem
i uczynić to w taki sposób, aby wywarło na nich korzystne wrażenie;
a ponadto, aby to było nauką wiary i ufności dla Apostołów,
którzy w późniejszym czasie potrzebowaliby tej wiary i spolegania
rozbudzonych Jego cudami.
Filip, jeden z apostołów, zamieszkiwał
w mieście położonym nie daleko od miejsca, gdzie się znajdowali;
właściwym więc było, że do niego Pan skierował pytanie co do
zapasów żywności - gdzie możnaby dostać dosyć chleba itd. Ewangelista
zaznacza, że nie wypytywał się o to dlatego, że nie wiedział
coby miał czynić, ale chciał On pobudzić umysł Filipa i innych
uczni do myślenia, aby doświadczyć ich i rozwinąć wiarę. Filip
jednak przyjął to pytanie w sposób czysto praktyczny i odpowiedział,
że potrzeba było chleba co najmniej za dwieście groszy (około
34 dolary), aby głód tak wielkiej rzeszy zaspokoić tylko częściowo.
Andrzej, myśląc prawdopodobnie o mocy Pana, lecz nie spodziewając
się może tak wielkiego cudu, podsunął myśl, że był tam przynajmniej
mały początek zapasów w formie pięciu chlebów jęczmiennych i
dwuch rybek, w posiadaniu jednego z gromadki.
Łącząc świadectwa różnych Ewangelistów,
możemy wnosić, że rozmowa pomiędzy Jezusem i Apostołami była
mniejwięcej następująca:
Jezus - "Skąd kupimy chleba, aby
ci jedli?"
Filip - "Za dwieście groszy chleba
nie dosyć im będzie, choćby każdy z nich mało co wziął".
Wszyscy Apostołowie - "Rozpuść
ten lud, aby odszedłszy do okolicznych miasteczek, wsi i gospod,
znaleźli żywność" (Łukasz).
Jezus - "Dajcie wy im jeść"
(Łukasz).
Wszyscy Apostołowie - "Czy mamy
iść i nakupić chleba za dwieście groszy i dać im jeść?"
(Marek).
Jezus - "Wieleż chleba macie? Idźcie,
a dowiedźcie się" (Marek).
Andrzej - "Jest tu jedno pacholę,
co ma pięcioro chleba jęczmiennego i dwie rybki; ale cóż to
jest na tak wielu?"
W taki to sposób Pan przysposobił umysły
Swych uczni do lepszej oceny cudu, jaki zamierzał uczynić; następnie
powiedział im, aby rozkazali ludowi usiąść do proponowanego
jedzenia. Było to dość łatwym zadaniem, ponieważ było dosyć
trawy na onym miejscu, a ludność była zwyczajna urządzać się
w grupy po pięćdziesiąt i sto do ogólnych uczt.
Fakt, że Pan Jezus uczynił dzięki nad
chlebem i rybami, powinien być ważną lekcją dla chcących być
Jego uczniami w jakimkolwiek stopniu. Jeżeli było właściwym,
aby On dziękował Ojcu Niebieskiemu za prosty chleb jęczmienny
(najuboższy i najtańszy) i za zeschłe rybki, to ileż właściwszym
jest, abyśmy, z natury grzeszni i potępieni, a tylko przez pojednanie
dokonane w Chrystusie, dozwolone mamy nazywać Boga Ojcem - wznosili
nasze serca i głosy z podziękowaniem Ojcu, jako dawcy wszelkich
dobrych darów, jakimi się cieszymy.
Nie możemy pojąć jak którykolwiek chrześcijanin
może zaniedbywać dziękowania za codzienne pokarmy i przekonani
jesteśmy, że zaniedbujący dużo na tym tracą. Bóg, naturalnie,
nie traci nic; albowiem rozdawanie nie zuboża Go ani też powstrzymanie
darów nie uczyniłoby Go bogatszym; lecz chrześcijanin, który
nauczył się we wszystkim uznawać Ojca Niebieskiego i za wszystko
Mu dziękować, nauczył się oceniać i rozkoszować Jego błogosławieństwami
więcej aniżeli inni. Dla osób o tak wdzięcznym sercu, najprostsze
pokarmy będą korzystniejsze, więcej uszczęśliwiające i zadawalniające,
aniżeli obfitość pokarmów dla drugich. Nie ulega wątpliwości,
że spokojny, wdzięczny i zadowolony umysł jest nie tylko błogosławieństwem
sam w sobie, lecz w dodatku pomaga do lepszego trawienia a tym
samym do osiągnięcia większej korzyści z spożytych pokarmów.
Ludzie cierpiący na niestrawność wiedzą, że można jeść bez osiągnięcia
zadowolenia i że można mieć obfitość wszystkiego bez osiągnięcia
z tego właściwego pożywienia i sytości. Niema prawdopodobnie
lepszej odtrutki na niestrawność, jak zadowolone, wdzięczne
serce, które uznaje Boskie błogosławieństwa i stara się używać
je nie tylko z wdzięcznością, ale i z zadowoleniem, co jest
wielkim zyskiem.
Prawda, że Bóg nie obraża się, gdy my
zaniedbujemy uznawać Go we wszystkich naszych drogach, ale nadal
sprawia, aby słońce świeciło złym i dobrym, a deszcz aby padał
sprawiedliwym jak i niesprawiedliwym, oraz zsyła wiele innych
błogosławieństw doczesnych tym, którzy Go nie uznawają ani Mu
dziękują. Jednakowoż tacy nie mogą spodziewać się, iż będą wzrastać
w Boskiej łasce, tak jak mogliby, gdyby we wszystkich drogach
swych uznawali Boga i starali się widzieć Jego opiekę nad ich
sprawami.
Uwagi te nie stosujemy jednak do ludu
tego świata, ani do nominalnych wierzących, a tylko do takich,
którzy stali się ludem Bożym, zawarłszy przymierze z Bogiem
przez Chrystusa. Co do ludzi światowych, którzy nie starają
się być ludem Bożym, ani postępować śladami Jezusa, to zdaje
się nawet, że dziękczynienia lub jakiekolwiek modlitwy z ich
strony nie byłyby wcale właściwe, a przynajmniej nie miałyby
wartości, jako czytamy: "Lecz niezbożnemu rzekł Bóg: Cóżci
do tego, że opowiadasz ustawy Moje i bierzesz przymierze Moje
w usta twoje? Ponieważ masz w nienawiści karność i zarzuciłeś
Słowa Moje za się" (Ps. 50:16-17). Inaczej mówiąc: jedna
jest tylko właściwa droga, którą można rozpocząć naśladować
Pana, a ci co nie chcą rozpocząć według Pańskich wskazówek,
przez poświęcenie samych siebie, nie mają prawa mniemać, że
zewnętrzne akta formalnej pobożności są przyjemne Bogu i przyjmowane
przez Niego. Musimy najprzód stać się ludem Bożym zanim możemy
spodziewać się, że jakiekolwiek nabożeństwo lub służba Boża
z naszej strony będą Jemu przyjemne przez Jezusa Chrystusa.
Wiara Apostołów pokazana jest w tym,
że oni zastosowali się do Pańskiego polecenia, porozsadzali
lud na trawie i zaczęli roznosić tę, na początku tak znikomą
ilość pokarmów. Bez wiary w Pana oni niezawodnie odmówiliby
jakiegokolwiek udziału w tej sprawie, w obawie, że to ściągnęłoby
na nich urągania i szyderstwa. Lekcja, jakiej nauczyli się przy
tej okazji, niezawodnie pozostała z nimi po wszystkie lata,
ucząc ich później, że wszystko mogą w mocy Chrystusowej, działając
pod Jego rozkazami. I ta sama lekcja dochodzi z naciskiem do
nas. Ani obowiązki nasze ani przywileje nie mogą być mierzone
tylko naszymi zdolnościami. Właściwa wiara w Pana dozwala nam
zrozumieć Jego bezgraniczną potęgę, i gdy On jest z nami w wypadkach
rozdzielania duchowego pokarmu głodnym, to te nieznaczne zasoby,
zdolności i sposobności, jakimi dysponujemy, mogą być przez
Niego tak ubogacone, że dokonają zadziwiających rzeczy. Zaiste,
czyż nie doświadczamy tego obecnie, w łączności z rozpowszechnianiem
teraźniejszej prawdy? Z tak nieznacznych zasobów, talentów,
sposobności i zdolności, jak wiele Bóg wyprowadził! Jak wielu
było nakarmionych i jest nadal karmionych!
Ów cud rozmnożenia pokarmu był tylko
w mocy Pana, a jednak wielkie błogosławieństwo spłynęło na Apostołów
w tym, że mieli przywilej współdziałać z Panem. Podobnie jest
i teraz; wierzymy, że obecne poselstwo na czas żniwa jest z
Pana, z obecnego Oblubieńca, Króla i Żeńcy, jednakowoż upodobało
się Jemu użyć nas jako rozdzielaczy tej prawdy wszystkim tym,
co wierzą w Niego i chcą przyjąć Jego usługę. Jak naonczas Pan
mógłby dokonać tego cudu nakarmienia pięć tysięcy ludzi bez
pomocy uczni, tak i teraz On mógłby karmić prawdziwych Izraelitów
duchowych, łaknących nie chleba i wody, ale słuchania Słowa
Bożego (Amos 8:11), bez naszej pomocy. Bądźmy więc wdzięczni
Jemu za przywilej współdziałania z Nim w jakimkolwiek zakresie
i tym gorliwiej czyńmy z całej naszej mocy wszystko, co ręce
nasze znajdą do czynienia.
Inna ważna lekcja wynikająca z tego
cudu, to lekcja oszczędności; albowiem Apostołom rozdzielającym
pokarm powiedziano też było, aby żebrali pozostałe ułamki dla
własnego użytku na później i każdy z nich napełnił swój kosz,
czyli taistrę (torbę), jako naonczas zwykli byli nosić podróżni.
Cud ten miałby może tylko pół tyle wagi bez tej zakończającej
nauki o oszczędności. Uczniowie i rzesze mogłyby nauczyć się
mniemać o Boskiej mocy w niewłaściwym świetle i mogliby spodziewać
się, że takie zaopatrzenie wynagrodzi im ich niedbalstwo i marnotrawstwo.
Zebranie ułamków zaś wykazało przedewszystkim wielkość cudu,
a po drugie, uczyło lekcji, że mamy używać zasoby jakie Bóg
do rąk naszych włożył, a nie spodziewać się niepotrzebnych cudów.
Jak wielu wiernych Pańskich potrzebuje
nauczyć się tej lekcji oszczędności? Jak wielu jest marnotrawnych
pod względem pokarmów, w jakie Boska opatrzność ich zaopatruje?
Jak wielu doznawałoby więcej błogosławieństw, gdyby nauczyli
się większej oszczędności, nie tylko na to, aby w przyszłości
mieli dla siebie, ale aby w razie potrzeby mogli i drugim użyczyć,
czy to pokarmów duchowych, czy też cielesnych, stosownie do
nastręczających się sposobności.
Niechaj więc wszyscy niedomagający pod
względem oszczędności, przyswoją sobie tę lekcję od wielkiego
Nauczyciela; niechaj nauczą się, że nic nie powinno być marnowane;
że odpowiedzialni jesteśmy za wszystko, w co Bóg zaopatrzą nas,
wprost lub pośrednio i że gdy prosimy o Boskie błogosławieństwo
na nasze sprawy, to powinniśmy we wszystkich sprawach oceniać
Boską łaskę i używać wszystkiego mądrze, oględnie i oszczędnie,
aby to było przyjemnym w oczach Jego.
Ta sama lekcja może być zastosowana także do pokarmu duchowego.
Fakt, że Bóg zaopatrzył nas hojnie w "rzeczy nowe i stare",
nie znaczy, że po spożyciu tych rzeczy i nasyceniu się duchowo,
traktować mamy te prawdy niedbale; raczej mamy być bacznymi
na wszelkie okruszyny, zbierać je i zachowywać w pamięci, do
dalszego użytku, oceniając je zawsze jako pochodzące od Pana,
tak jak na początku otrzymaliśmy je z Jego ręki.
- artykuł zaczerpnięty z Watch Tower
1900 (2643).
|