Każdego podróżującego po krajach Wschodu
na pewno uderzy fakt, że ślepota jest tam o wiele bardziej powszechna,
niż w Europie czy Ameryce. Podane w formie tabeli informacje
z "The Encyclopedia Americana" wskazują, że w 1870
roku liczba niewidomych w Ameryce wyrażona była stosunkiem 1
na 1900 osób; w Europie nieco więcej, bo 1 na 1094 osób; podczas,
gdy w Chinach średnio 1 na 400 osób. Według wcale nie mniejszego
autorytetu, jakim jest doktor Geikie, na początku XX wieku w
Egipcie znajdowała się 1 niewidoma osoba na 100. Możemy przyjąć,
że w leżącej nieopodal Palestynie, gdzie szczególnie wśród niższych
warstw panują zbliżone warunki, stosunek ten wynosił co najmniej
połowę tego, co w Egipcie, bo aż 1 osobę niewidomą na 200.
Pisząc na ten temat Canon Tristram powiedział:
"Ślepota w Palestynie jest tak powszechna, że nam mieszkańcom
krajów zachodnich trudno to sobie wyobrazić. Poza Egiptem nie
ma prawdopodobnie żadnego innego kraju na świecie, gdzie to
schorzenie byłoby tak powszechne. Podaje się na przykład, że
w Gazie jedna trzecia ludności straciła jedno lub dwoje oczu,
a z moich własnych obserwacji w tym mieście mogę bez wahania
dodać, że ta wypowiedź nie jest przesadzona. Wśród tych wszystkich
przypadków trudno jest jednak znaleźć kogokolwiek, kto urodził
się ślepcem".
Ślepota ta jest w dużej mierze wynikiem
niedostatku wody i zaniedbywania dzieci, których oczy w rezultacie
są atakowane przez muchy. Cud przedstawiony u Jana 9 tym różni
się od pięciu innych wymienionych w Biblii przypadków uleczenia
przez naszego Pana niewidomych, że człowiek ten urodził się
niewidomym. W czasach naszego Pana chirurgia nie była tak rozwinięta
jak obecnie, w wyniku czego, jak stwierdza to w 9 rozdziale
jeden z uleczonych, wyleczenie było cudem, i o czymś takim nigdy
wcześniej nie słyszano. Nawet dzisiaj jest zaledwie kilka potwierdzonych
przypadków udanych operacji na ludziach niewidomych od urodzenia.
Tak więc uleczenie przez naszego Pana takiej ślepoty, tak prostą
metodą, byłoby głośnym cudem także i dzisiaj, a tym bardziej
było nim w tamtych czasach.
ORIENTALIZM, MORMONIZM, TEOZOFIA
Pytanie uczniów (werset 2) czy to grzech
tego człowieka czy jego rodziców spowodował, iż narodził się
niewidomym, wskazuje albo na ich krańcową naiwność - niedostrzeganie
faktu, że człowiek ten nie mógł zgrzeszyć przed narodzeniem
- albo, co jest całkiem możliwe, na fakt, że do Żydów dotarły
pewne niedorzeczne pojęcia dalekiego Wschodu - z Indii. Jednym
z nich było, i nadal jest, przekonanie, że każde dziecko rodzące
się na tym świecie posiada za sobą poprzednie istnienie, w którym
czyniło albo dobro, albo zło, a kary lub nagrody za to są przedstawione
w warunkach obecnego życia. Niedorzeczności te odżyły nawet
w chrześcijańskich krajach, przez tzw. teozofów, dwie grupy
ludzi zwanych jako "mormoni" i przez innych. Nie jest
wcale potrzebne udowadnianie, że teoria taka nie znajduje żadnego
poparcia w jakimkolwiek wersecie Pisma Świętego. Wprost przeciwnie,
Pismo Święte całkowicie jej zaprzecza oświadczając, że stworzenie
człowieka było bezpośrednim aktem Boga, a nie wynikiem reinkarnacji
jakiejś istoty, która istniała wcześniej. Myśl ta jest konsekwentnie
podtrzymywana w całej Biblii, gdzie wyraźnie jest nam powiedziane,
że dziecko otrzymuje życie od swego ojca i dziedziczy dobro
lub zło w zależności od jego postępowania w życiu, a nie w zależności
od jakiegokolwiek własnego postępowania w poprzednim stanie
lub innym świecie. Tak więc Bóg oznajmia, że On grzechy ojców
nawiedza do trzeciego i czwartego pokolenia ich dzieci, a miłosierdzie
swe okazuje tysiącom tych, którzy Go miłują i przestrzegają
Jego przykazań (2 Moj. 20:5, 6; 5 Moj. 5:9, 10).
Rozumiemy, że to dziedziczenie odbywa
się w naturalny sposób. Tendencją grzechu jest nie tylko łamanie
charakteru moralnego, lecz także osłabianie i niszczenie organizmu
fizycznego, podczas gdy pobożność, choć nie jest w stanie naprawić
i zrekompensować skutków grzechu, może je powstrzymywać i utrzymywać
w pewnej mierze w ryzach. Pismo Święte przeczy także teorii
reinkarnacji w następującym oświadczeniu (Rzym. 5:12): "Przetoż
jako przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez
[w wyniku] grzech śmierć, tak też na wszystkich ludzi śmierć
przyszła, ponieważ [w którym] wszyscy zgrzeszyli [stali się
grzesznikami]" - dziedzicznie. A skoro dziedzicznie, to
nie jak utrzymuje orientalizm, mormonizm i teozofia w wyniku
jakiegoś poprzedniego istnienia i grzechu dziecka.
Całą sprawę rozstrzyga doktryna okupu,
co jest łatwe do sprawdzenia: gdyby bowiem nasze obecne wady,
z którymi przychodzimy na świat, były wynikiem grzechów popełnionych
w jakimś poprzednim istnieniu, śmierć naszego Pana nie mogłaby
ich usunąć, co obaliłoby doktrynę o okupie. Doktryna ta niezmiennie
wiąże się z doktryną o Adamie stworzonym jako doskonała ludzka
istota i że to grzech i potępienie przez łańcuch naturalnych
narodzin przeszły na wszystkich jego potomków. Okup ("równoważna
cena") złożony przez naszego Pana Jezusa był życiem człowieka
za życie człowieka: tak jak przez człowieka przyszła śmierć,
tak przez człowieka nastąpi powstanie z umarłych (1 Kor. 15:21).
Ponieważ okupowa ofiara naszego Pana była pełną i równoważną
ceną i wyrównaniem grzechu ojca Adama, stała się ona zatem równowagą
wszystkich skutków jego grzechu pojawiających się u jego potomków
- i w ten sposób wszyscy zostaliśmy odkupieni przez jedną ofiarę
Chrystusa - "sprawiedliwego za niesprawiedliwych"
(1 Piotra 3:18).
CZY WSZYSTKIE CHOROBY POCHODZĄ OD
DIABŁA?
Coraz więcej chrześcijan - łącznie z tymi,
którzy odmawiają przyjmowania jakichkolwiek lekarstw - dochodzi
do wniosku, że wszystkie choroby są bezpośrednim wynikiem grzechu
i dziełem szatana, a więc pobożne życie powinno zapobiegać chorobom.
Uważając, że w ogóle nie należy używać lekarstw, lecz wprost
przeciwnie należy zanieść do Boga modlitwę o przebaczenie grzechu,
za który dana choroba jest karą, i że w nagrodę za skruchę i
okazaną wiarę należy spodziewać się uleczenia dolegliwości.
Dziwi nas jak ci chrześcijańscy przyjaciele
odbierają tę lekcję. Skoro z takiego punktu widzenia patrzą
na wszystkie choroby, podobnie jak uczniowie doszliby zapewne
do wniosku, że człowiek z urodzenia niewidomy urodził się takim
z powodu grzechu - jeśli nie swego własnego, to swych rodziców,
ponieważ z takiego stanowiska tłumaczą sobie wszystkie choroby.
Są niestety tak zadowoleni z takiej konkluzji na ten temat,
że w przeciwieństwie do Apostołów nie pytają o zdanie Pana.
Nie słyszą oni udzielonej tu przez Niego odpowiedzi - że powodem
jego ślepoty nie był ani jego własny grzech, ani grzech jego
rodziców.
Gdyby byli badaczami Słowa, dostrzegliby
także liczne odniesienia Pisma Świętego, które wyraźnie wskazują,
że nieszczęścia nie zawsze są karą za grzechy: na przykład,
stwierdzenie naszego Pana dotyczące Galilejczyków, których krew
została zmieszana z ich ofiarami oraz tych, na których upadła
wieża w Syloe zabijając ich (Łuk. 13:1-5). Nasz Pan wyraźnie
podkreśla, że nieszczęścia te wcale nie oznaczały, iż ci których
one dotknęły byli bardziej grzeszni od innych. Podobnie było
w przypadku choroby i śmierci Łazarza. Nasz Pan oświadcza, że
nie było to wynikiem grzechu Łazarza, lecz zostało dozwolone
dla chwały Bożej. Tak też i w naszej lekcji oznajmia On (werset
3), że fakt, iż człowiek ten narodził się niewidomym nie był
spowodowany grzechem, lecz wprost przeciwnie: "żeby się
okazały sprawy Boże na nim".
Nie zaprzeczamy, że grzech często sprowadza
choroby. Wręcz przeciwnie, uznajemy ten fakt i potwierdzamy
ten pogląd słowami naszego Pana, skierowanymi do jednego z tych,
których uleczył: "Nie grzesz więcej, aby co gorszego na
cię nie przyszło" (Jan 5:14). Jest jednak duża różnica
między twierdzeniem, że wszystkie choroby są dziełem grzechu
i diabła a przyznaniem, że wiele z nich pochodzi i jest pogłębionych
przez grzech.
Jest jednak całkowicie niewłaściwym
przypisywanie mocy szatana wszystkich doświadczanych przez nas
trudności. Szczerze radujemy się, że pozostaje on ograniczony
i skrępowany, ponieważ w słabościach, z którymi się rodzimy,
znajdujemy wystarczająco dużo odziedziczonych złych skłonności
i niemocy, występujących nie tylko miedzy dzieckiem a rodzicem,
lecz także bliźnim a bliźnim. Możemy być naprawdę szczęśliwi,
że zwodnicza moc szatana nie może szkodzić naszym umysłom przeciwnie
do naszej woli i nie może jej łamać, chyba że dobrowolnie oddamy
ją sympatii i kontaktom ze złymi rzeczami. Możemy także być
zadowoleni, że choroby i śmierć dotykające człowieka nie są
zupełnie zależne od księcia ciemności; bo chociaż Pismo Święte
oznajmia, że moc szatana prowadzi do śmierci, pokazuje ono również,
że nie posiada on tej mocy w nieograniczonym stopniu, lecz może
ją stosować tylko w ramach Boskich ograniczeń. Jest to bardzo
wyraźnie pokazane w przypadku Joba i jego rodziny. Pismo Święte
uczy nawet, że moc i wpływ szatana są wynikiem działania w rodzaju
ludzkim adamowej śmierci, co sprawia że wszyscy podlegają oszustwom
i zwodzeniu szatana (Żyd. 2:14).
Przy okazji zauważmy, że przypadek Joba
jest kolejną ilustracją różnego rodzaju chorób i nieszczęść
nie będących karą za grzech, lecz raczej próbą wierności Bogu.
Czyż nie posiadamy własnego świadectwa Joba o jego miłości do
Boga, jego ufności w Nim i ufnego poleganiu na Nim? "Oto
choćby mię i zabił, przecie w Nim będę ufał" (Job 13:15).
Co więcej, mamy także świadectwo Boga na ten temat, przychylne
wobec swego sługi Joba i potępiające jego przyjaciół, którzy
błędnie utrzymywali, że jego choroby i nieszczęścia były karą
za grzech.
MOŻLIWE PRZYCZYNY CHORÓB ITP.
Na podstawie Pisma Świętego dochodzimy zatem
do wniosku, że nie wszystkie choroby są karą za grzech, chociaż
niektóre rzeczywiście takimi są. Tak więc, gdy chrześcijanina
dotknie jakaś choroba lub inne nieszczęście, przede wszystkim
powinien zapytać przed Panem sam siebie, czy jego kłopoty nie
są wynikiem:
(1) Bezpośredniego gwałcenia praw natury
lub swego rozumu, jak na przykład obżarstwa albo nierozwagi
w jedzeniu, zaspakajaniu apetytu żywnością, o której wiadomo,
że nie jest odpowiednia dla jego stanu fizycznego; lub gwałcenia
przyjętych zasad dobrego postępowania, jak na przykład ręczenie
za czyjeś słowa niezgodnie z radami Słowa Bożego (Przyp. 6:1,2),
co na wielu sprowadziło różne nieszczęścia, czy też dobieranie
współmałżonka nie "w Panu" (1 Kor. 7:39), zwykle sprowadzające
bolesne chłosty. Jeśli ktoś stwierdza, że jego kłopoty nie są
wynikiem osobistej nierozwagi, powinni upewnić się:
(2) Czy grzech nie znajduje się u jego
drzwi, czy nie żyje w grzechu, za który dana choroba lub inne
trudności są właściwą karą za jego niekonsekwencję. Jeśli uzna,
że tak właśnie jest, natychmiast oczywiście powinien okazać
skruchę, w miarę możliwości naprawić popełnione zło i zabiegać
o odpuszczenie i miłosierdzie Niebiańskiego Ojca, a następnie
po przejściu pewnego karania oczekiwać wyzwolenia.
(3) Jeśli w żadnym z powyższych przypadków
nie znajdzie powodu swych cierpień, powinien sądzić, że jego
trudności, bez względu na ich rodzaj, są prawdopodobnie zwykłymi
nieszczęściami życiowymi, na które Bóg dozwala dlatego, że pragnie,
by Jego dzieci chodziły wiarą, a nie widzeniem; jest to bardzo
potrzebne do zrozumienia świata i współczucia dla jego cierpień.
(4) Niekiedy, jak w przypadku Joba i
człowieka, który urodził się niewidomym, może w końcu okazać
się, że cierpienia zostały dozwolone przez Boga po to, aby -
jeśli zostaną właściwie przyjęte tak jak w tych dwóch przypadkach
- były przewodami w rozwoju charakteru, miłosierdzia i błogosławieństw.
(5) We wszystkich cierpieniach - tych
w celu karania, ćwiczenia w sprawiedliwości czy rozwijaniu dobrego
charakteru - dzieci Boże (a tylko o nich obecnie mówimy) powinny
niezwłocznie zacząć zabiegać o błogosławieństwa, o których mogą
być pewni, że Bóg posiada dla nich, gdy dozwala na nieszczęścia.
Nie powinno to przeszkadzać im w sięganiu po jakiekolwiek środki
niosące ulgę, a zarazem szczerze powinni prosić o Boskie błogosławieństwa
na tej samej zasadzie, na jakiej pracują i spożywają codzienny
chleb, o który się modlimy i który niemniej jednak jest nam
zapewniony przez Boga.
Dzieło Boga objawione na tym ślepym
człowieku nie polegało jedynie na cudzie dokonanym na jego naturalnym
wzroku. Ono miało szerszy zakres i było dla patrzących świadectwem
Boskiej mocy działającej przez Mesjasza. W przypadku uleczonego
człowieka sięgało ono jeszcze dalej, doprowadzając do otwarcia
jego oczu zrozumienia i wprowadzenia go do stanu uczniostwa
Chrystusowego. Jak moglibyśmy osądzić, gdyby nie urodził się
ślepym, gdyby nie przeszedł przez doświadczenia, przez które
przeszedł, że byłby w lepszym stanie serca na przyjęcie Mesjasza
niż wykształceni faryzeusze, którzy posiadając dobry wzrok cielesny
byli całkowicie zaślepieni odnośnie Mesjasza, Jego nauk i Jego
dzieła, tak że Go ukrzyżowali?
Tak też jest w wielu wypadkach z tymi,
którzy stają się ludem Pana. Spoglądając wstecz mogą wyraźnie
dostrzec, że rzeczy, które w danej chwili wydawały się przeciwnościami,
rozczarowaniami, kłopotami, stratami i trudnościami, w rzeczywistości
były wielkimi błogosławieństwami, ponieważ doprowadziły do otworzenia
oczu ich zrozumienia; w rzeczywistości były one Boską opatrznością
i ukrytymi błogosławieństwami. Ci, którzy tak rozumieją Boską
opiekę, spoglądając wstecz mogą wysławiać sposób, w jaki Bóg
dzień po dniu ich prowadził.
BŁĘDY "NAUKI CHRZEŚCIJAŃSKIEJ"
Wśród różnych fałszywych doktryn dnia dzisiejszego
żadna nie wydaje się bardziej wewnętrznie sprzeczną z punktu
widzenia nauki i chrześcijaństwa niż system, który bezwstydnie,
wyzywająco i przewrotnie wobec prawdy i sumienia w swej nazwie
łączy te dwa słowa. Możemy być pewni, że bardzo zabawnym byłoby
wysłuchanie wyjaśniania Pisma Świętego przez jednego ze zwolenników
tej teorii. Bowiem pomimo faktu, że cały ich system w opozycji
do Biblii, tworzą oni pozory i udają, że wierzą w Pismo Święte
oraz używają go na poparcie swej teorii - głownie wśród nowicjuszy.
Możemy być pewni, że będą próbowali w jakiś sposób je wypaczyć
i nagiąć, i tak oddalić się od prawd na ten temat, by conajmniej
wprowadzić zamieszanie wśród wielu ludzi, którzy posiadają znikomą
wiedzę o Biblii i płytkie zdolności rozumowania, a szczególnie
wśród tych, którzy nie "mają zmysłów wyćwiczonych przez
przyzwyczajenie [używanie]" ich do tematów biblijnych (Żyd.
5:14).
Według ich teorii nie istnieje nic takiego
jak ślepota, lecz jest to jedynie błędna myśl, mylny pogląd;
ponieważ rodzice tego niewidomego mężczyzny nie mogli mieć mylnego
poglądu, że urodzi im się niewidome dziecko, przypuszczamy że
oni powiedzieliby, że to dziecko przed swym urodzeniem odebrało
takie błędne wrażenie. No i teraz sprzeczności mnożą się, ponieważ
każda inteligentna osoba wie, że rodzące się niemowlę nie ma
żadnych myśli, błędnych ani prawdziwych, na jakikolwiek temat.
Niedorzeczność tej teorii potwierdzają także ci urodzeni jako
głusi czy niemi. Lecz dla "chrześcijańskich naukowców"
argumenty i zdrowy rozsądek nie mają większej wartości niż Biblia.
Ich zaślepienie tym złudzeniem jest tak wielkie, że są całkowicie
gotowi przekręcać fakty, argumenty i Pismo Święte, a wtedy,
zaprzeczając oczywistej prawdzie i logice, nazywają to "chrześcijańską
nauką".
Nie spieramy się z nimi odnośnie stosowania
przez nich słowa "nauka", ponieważ nawet najbardziej
tępi powinni być w stanie zauważyć, że ich teoria wcale nie
jest naukowa, ale chodzi nam o używane przez nich słowo "chrześcijańska",
ponieważ wielu nie widzi, że nie mają oni najmniejszego prawa
do używania tego określenia. Uważamy, że w pełni dojrzały "chrześcijański
naukowiec" nie może być chrześcijaninem w jakimkolwiek
biblijnym tego słowa znaczeniu.
"CHRZEŚCIJAŃSKA NAUKA" NIECHRZEŚCIJAŃSKA
(1) Chrześcijaninem jest ten, kto wierzy
w Boga Ojca i Pana naszego Jezusa Chrystusa, którego Bóg posłał,
by stał się ubłaganiem za nasze grzechy, naszym Odkupicielem
a ostatecznie Wyzwolicielem wszystkich tych, którzy są Mu posłuszni.
Lecz "nauka chrześcijańska" zaprzecza faktowi istnienia
Boga, twierdząc że należy jedynie wierzyć w "zasadę Dobra".
Wyznawcy tej "nauki" utrzymują, że w takim stopniu,
w jakim ktoś ma dobre zasady, ma także w sobie element Boski,
i w takim stopniu, w jakim koń lub pies mogą mieć dobre zasady,
w takim są oni bogami, i stosownie do tego powinni być kochani.
Odrzucając Ojca, odrzucają oczywiście także posłanego przez
Niego Syna. I chociaż uznają Jezusa, nie jest to uznanie chrześcijańskie.
Wprost przeciwnie, utrzymują oni, iż był On jedynie jednym z
członków rodziny Adamowej i że Jego przewaga nad innymi odnosiła
się do Jego charakteru i nauk. Chociaż przyznają, że pod tym
względem stał wyżej niż jakikolwiek inny człowiek z tamtych
dni, to jednak bardzo niedoskonale rozumiał pewne zasady i prawdy,
które w obecnym czasie zostały przedstawione światu przez jej
znamienitą wysokość "Mrs. Dr. Eddy", która podaje
się za kogoś większego niż Jezus, tak jak słoń jest większy
od myszy, choć są pewne podobieństwa.
(2) Chrześcijaninem jest ten, kto wierzy
w Chrystusa jako Zbawiciela od grzechów i jego skutków - od
śmierci i towarzyszącego jej bólu itp. Lecz "chrześcijańscy
naukowcy" zaprzeczają istnieniu jakiegokolwiek grzechu
i jakichkolwiek skutków grzechu. Logicznie rozumując, zaprzeczają
więc oni okupowi, jak bowiem może istnieć okup za grzeszników,
jeśli nie ma grzeszników? W ten sposób zaprzeczają i lekceważą
całą podstawę chrześcijańskiej wiary, bez której z biblijnego
punktu widzenia nikt nie może być chrześcijaninem.
ATRAKCYJNOŚĆ "CHRZEŚCIJAŃSKIEJ
NAUKI"
Niedorzeczności "chrześcijańskiej nauki"
wydają się słuszne tylko tym, którzy albo wcale nie znają Pisma
Świętego, albo są umysłowo słabi. Jej główne atrakcje to:
(1) Fakt przywdziewania przez nich,
jako szaty światłości, łagodności i uprzejmości w rozmowie i
zachowaniu się. Oczywistym jest, że w ich przypadku nie wypływają
one z serca całkowicie oddanego Panu i napełnionego Jego duchem
miłości, ponieważ okazywanej uprzejmości, cierpliwości i łagodności
nie towarzyszy ich prawdziwa istota - miłość. O ile jesteśmy
w stanie rozpoznać drzewo po jego owocach, zamiast miłości jego
głównej sprężyny motywacji dla cichości, cierpliwości i łagodności,
okazują oni zwykle ambicję i miłość pieniędzy jako pobudzające
ich motywy. W jakim stopniu jesteśmy w stanie zauważyć, ich
wysiłki w szerzeniu swych poglądów ograniczone są do tych, którzy
za udzielone nauki są w stanie chętnie zapłacić duże okrągłe
sumy, i o ile jesteśmy w stanie dostrzec, ich troska o chorych
zdradza pożądanie pieniędzy i sławy; stąd bardzo niewielu z
biednych tego świata zostało zarażonych doktrynami "chrześcijańskiej
nauki" czy też wyleczonych z choroby ich kuracją.
(2) Leczenie chorób bez lekarstw, niekiedy
niemal cudowne, należy do rzeczy obliczonych na przyciąganie
zainteresowania "wzdychającego stworzenia", dokładnie
jak przyciągają na siebie uwagę komercyjni "leczący wiarą".
Bez wahania wyrażamy nasze przekonanie, że ta demonstrowana
przez "chrześcijańskich naukowców" moc nie pochodzi
od Boga, lecz bezpośrednio lub pośrednio od przeciwnika. Niewątpliwie
kieruje on swych sług do sięgania po sposoby i środki, o których
ogół ludzkości, a nawet wielu zawodowych lekarzy posiada znikomą
wiedzę - do sfer ludzkiej psychiki, które być może zostaną w
przyszłości wykorzystane przez naszego Pana w okresie restytucji
wszystkich rzeczy. Powodem, dla którego przypisujemy ich uzdrawianie
złemu, a nie dobremu źródłu jest całkowite odrzucenie przez
nich zasad chrześcijaństwa. Możemy być pewni, że Bóg nie wspomagałby
swą mocą tych, którzy zaprzeczają samemu faktowi Jego istnienia
i unieważniają Ewangelię odkupienia przez krew Chrystusa. Wierzymy,
że moc czynienia cudów jest w nich taka sama jak w spirytyzmie
i orientalizmie oraz w "zaklęciach" innych okultystów
- jest mocą szatana.
Ktoś mógłby zapytać jak szatan może
być zainteresowany w czynieniu dobra? Odpowiadamy: Czyni to
zwykle w cywilizowanych krajach i wszędzie tam, gdzie pojawia
się Ewangelia, a szczególnie wśród najbardziej oświeconych ludzi
w różnych denominacjach chrześcijaństwa. W ten właśnie sposób
przywdziewa szatę anioła światłości i miłosierdzia, lecz nie
po to, by prowadzić do Światła tego świata, do krzyża Chrystusowego
czy Biblii, lecz po to, by odprowadzać od nich do innej nadziei
zbawienia, do innego nauczyciela, tak by - jeśli byłoby to możliwe
- zwieść samych wybranych. Pamiętajmy, że słowa naszego Pana
wskazują, że gdy sprawy przybiorą taki obrót - że szatan będzie
wyrzucał szatana i uzdrawiał chorych - będzie to jednoznacznym
dowodem chwiania się jego tronu przed ostatecznym upadkiem.
Można zatem powiedzieć, iż jest to ostatnia krańcowa próba w
wysiłkach przeciwnika w celu zwiedzenia (Mat. 12:26).
CUD JEZUSA SYMBOLICZNY
Mamy słuszne powody, by sądzić, że Pańska
metoda przywrócenia wzroku niewidomemu była symboliczną, tzn.
zawiera pewną lekcję ukrytą pod figurą. Ponieważ nasz Pan nie
wyjaśnił znaczenia swego postępowania w utworzeniu błotnistej
maści z ziemi i swej śliny, pomazaniu nią oczu tego człowieka
i wysłaniu go w celu umycia ich i odzyskania wzroku do sadzawki
Syloe - możemy wykorzystać nasze umysłowe zdolności, by zrozumieć
znaczenie tych różnych rzeczy. Jesteśmy jednak ograniczeni w
naszym rozumowaniu. Nie możemy posługiwać się wyobraźnią, lecz
ograniczyć się do jasnych oświadczeń Słowa Bożego dotyczących
Jego planu zbawienia.
Zgodnie z tymi jasnymi oświadczeniami
symboliczne postępowanie naszego Pana możemy zinterpretować
następująco: niewidomy człowiek mógłby odpowiednio przedstawiać
świat ludzkości, który w obecnym życiu pozostaje umysłowo ślepym
- nie może dostrzec dobroci, miłosierdzia i miłości Boga tak
jak ci, którzy już teraz są w stanie je widzieć. To, iż urodził
się niewidomym byłoby potwierdzeniem tej myśli, ponieważ ciążąca
nad światem ślepota jest, co najmniej, w znacznej mierze wynikiem
dziedziczenia. Jego ślepota nie reprezentuje ślepoty tych, którzy
już kiedyś dostrzegli Boską łaskę pokazaną w Jego Słowie i planie,
a później stali się na nią ślepymi; tacy odpowiadają klasie,
o której Apostoł mówi, iż była kiedyś oświecona, lecz później
utraciła to oświecenie (Żyd. 6:4-6).
Skoro zatem niewidomy człowiek przedstawia
zaślepiony świat (który nie widzi tak, jak widzi Kościół, o
którym Pan powiedział: "Błogosławione oczy wasze, że widzą"
- Mat. 13:16), czasem uleczenia tej ślepoty zgodnie z naukami
Pisma Świętego musi być wiek Tysiąclecia, w którym otworzone
zostaną wszystkie niewidzące oczy i odblokowane wszystkie niesłyszące
uszy (Izajasz 35:5). Wszystko to zgadza się z okolicznościami
cudu naszego Pana, ponieważ jak się dowiadujemy miał on miejsce
w dniu sabatu - siódmym dniu - który odpowiada i jest typem
na dzień Tysiąclecia - siódmy tysiącletni dzień.
Słowa naszego Pana zdają się wskazywać
jednak, że pewna część tego symbolicznego obrazu dotyczy obecnego
wieku, ponieważ powiedział On: "Jać muszę sprawować sprawy
Onego, który mnie posłał, póki dzień jest; przychodzi noc, gdy
żaden nie będzie mógł nic sprawować" (werset 4). W wersecie
tym słowo "dzień" wydaje się odnosić do "dnia
zbawienia" (2 Kor. 6:2; Izajasz 49:8,9), którego ilustracją
jest stworzenie błota przy pomocy śliny Pana i pomazanie oczu
niewidomego. Omycie i uleczenie oczu wydaje się należeć do następnego
wieku - wieku Tysiąclecia. Ślina Pana pochodząca z Jego ust
może być równie dobrą ilustracją Prawdy, jak słowa Pana pochodzące
z Jego ust. Jest jeszcze inna figura, ale najwyraźniej o tej
samej wymowie i znaczeniu. To Pan wyraził Prawdę słowami i umożliwił
kontakt z prochem ziemi - nie ze wszystkim prochem ziemi, lecz
pewną ograniczoną jego częścią, wybraną częścią - i z niej uczynił
błoto pomazania.
Pismo Święte zgodnie z tym istotnie
informuje nas, że Słowo Boskiej łaski wypowiedziane przez naszego
Pana Jezusa w obecnym wieku ma oddziaływać na niewielką część
ludzkości doprowadzając ją do poświęcenia się i przygotowując
ją dla Mistrza w celu wykorzystania jej do błogosławienia świata
- pomazywania oczu niewidomych. Z takiego punktu widzenia tworzenie
błota reprezentuje przygotowywanie wybranego Kościoła do błogosławienia
biednego i ślepego świata. Całkiem prawdopodobnym jest to, że
podczas wieku Ewangelii odbywa się nie tylko dzieło tworzenia
błota, lecz być może również pewna część pracy pomazywania,
gdyż Pismo Święte oznajmia, że Ewangelia miała być najpierw
głoszona na świadectwo po całym świecie jeszcze przed końcem
wieku (Mat. 24:14). Świadectwem dla świata jest także duża ilość
prawdy podawana w okresie Paruzji i Epifanii, od roku 1954 szczególnie
w celu budowania obozu Epifanii. W obecnym wieku należy dawać
świadectwo, lecz jego oczy zrozumienia nie zostaną obecnie otworzone;
musi poczekać aż do wielkiego czasu mycia ich w wieku Tysiąclecia,
o którym Biblia mówi: "W on dzień otworzona będzie studnia
domowi Dawidowemu... na omycie grzechu i nieczystości"
(Zachariasz 13:1). W pełnej zgodzie z tym pozostaje znaczenie
słowa "Syloe", oznacza ono bowiem "posłanie"
lub "źródło".
Faryzeusze sprzeciwiali się dobroci
Pana, ponieważ naruszała ona niektóre z ich przesadnie krytycznych
dogmatów i tradycji. Jest to ciekawe, ponieważ ukazuje, do jakiego
stopnia religijne formy i ceremonie mogą wiązać i zaślepiać
inteligentnych i bogobojnych ludzi. I to powinno być lekcją
dla wszystkich inteligentnych i bogobojnych ludzi, zachęcającą
ich do dużej dbałości o kierowanie się sprawiedliwym sądem zgodnie
z duchem Słowa Bożego, a nie zgodnie z ich uprzedzeniami i poważnymi
wyznaniami wiary czy tradycją ojców.
Możemy znaleźć w tym jeszcze jedną lekcję:
Człowiek ten, który uznał naszego Pana Jezusa i odważnie stanął
w obronie sprawiedliwości doznał wielkiego błogosławieństwa,
ponieważ po tym jak w ten sposób okazał wierność zasadom, w
wyniku czego został wypędzony z synagogi, został odszukany przez
Pana (werset 35). Tak więc wierność w próbach i kłopotach, gotowość
utracenia ziemskiej społeczności i szacunku wśród ludzi bezpośrednio
doprowadziła do jeszcze większego błogosławieństwa - bezpośredniej
społeczności i jedności duchowej z Panem.
Ilu jest takich, których umysłowe oczy
zostały otworzone na Prawdę, którzy tak byli wierni Panu i tak
oceniali Jego dobroć, że okazali się wiernymi w ogłaszaniu tych
faktów? Ilu przekonało się, że taka wierność oznacza wyłączenie
z synagogi - z kościoła nominalnego? Ilu z tych przez uznanie
światła teraźniejszej prawdy obawiało się utraty prestiżu i
wpływów? Lecz wszyscy, którzy poszli szlachetną drogą wdzięczności,
wierności i posłuszeństwa Bogu przekonali się, że posłuszeństwo
takie, choć pozbawiło ich społeczności w kościele nominalnym,
doprowadziło ich do wspanialszej społeczności i jeszcze bliższego
związku z samym Panem.
- artykuł zaczerpnięty
z miesięcznika religijnego "Sztandar Biblijny" nr
50.
|