W środkach masowego przekazu, na całym świcie
panuje powszechne przekonanie, że Izrael podejmie bezpośrednie
środki, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się broni jądrowej na
Bliskim Wschodzie. Myśl taką potwierdzają liczne niejasne wypowiedzi
izraelskich polityków i wojskowych. Media z uwagą obserwują
dostawy sprzętu wojskowego i najnowocześniejszych bomb do Izraela.
Rozległa kampania polityczna izraelskiej dyplomacji doprowadziła
do częściowej zmiany postawy większości europejskich państw
i zwiększenia nacisku ze strony Stanów Zjednoczonych. Celem
wszystkich podjętych kroków jest namówienie Iranu do porzucenia
swoich nuklearnych ambicji.
W ostatnim czasie światło dzienne ujrzał
320-stronicowy raport przygotowany przez Instytut Nauk Strategicznych
USA dla potrzeb amerykańskiego wywiadu wojskowego. Zagadnienia
dotyczące Izraela opracował generał Shlomo Brom. Raport podaje,
że izraelskie siły powietrzne mogą zniszczyć wybrane cele w
Iranie, jednak nie są w stanie prowadzić dłuższej kampanii lotniczej,
która mogłaby całkowicie zniszczyć irański program jądrowy.
Raport mówi, że "izraelskie lotnictwo wojskowe (IAF)
jest wyjątkowo skuteczne i cieszy się niekwestionowanym uznaniem
wśród innych bliskowschodnich potęg lotniczych. Jednak Izrael
nie posiada żadnego lotniskowca i nie może korzystać z żadnej
bazy lotniczej w arabskich państwach na Bliskim Wschodzie. Z
tego powodu skuteczność izraelskich sił powietrznych jest ograniczona
wyłącznie do celów położonych blisko własnego terytorium."
Generał Brom mówi, że społeczeństwo Izraela
podzieliło się pod wpływem irańskiej groźby atomowej. Wywiad
wojskowy IDF oraz niektórzy parlamentarzyści spostrzegają
Iran, jako ideologicznego wroga zdecydowanie pragnącego zniszczenia
Izraela. Natomiast wywiad Mossad, Rada do spraw Bezpieczeństwa
Narodowego, ministerstwo obrony i ministerstwo spraw zagranicznych,
spostrzegają działania Iranu jako usiłowania do zapewnienia
państwowej obrony i chęć przetrwania reżimu.
Pierwsza szkoła przypuszcza, że żadne polityczne
naciski nie są w stanie zmusić Iranu do wycofania się z jego
wojskowego programu nuklearnego. Natomiast druga szkoła sądzi,
że tylko polityczne naciski mogą okazać się skuteczne i przynajmniej
na jakiś czas zatrzymać irański program nuklearny. Druga szkoła
nie spostrzega obecnego irańskiego reżimu z bronią jądrową,
jako wysokie zagrożenie dla Izraela.
Amerykański raport dokonuje oceny możliwego
izraelskiego ataku na cele w Iranie. Aby taki atak był skuteczny
"wymaga zrównoważonych nalotów na stosunkowo dużą liczbę
celów, które są dobrze bronione." I o ile cywilny obiekt
- jakim jest elektrownia jądrowa - jest bardzo wrażliwy na ataki
z powietrza, to wojskowe obiekty irańskiego programu nuklearnego
znajdują się w większości w podziemnych bunkrach i posiadają
bardzo dobrze zorganizowaną obronę przeciwlotniczą. Skuteczne
uderzenie lotnicze przeciwko Iranowi wymagałoby ustawicznych
nalotów na cele położone w odległości od 1.500 do 1.700 kilometrów
od Izraela. Generał Brom utrzymuje, że jest "niezwykle
mało prawdopodobne" aby Turcja lub Indie pozwolił Izraelowi
korzystać ze swoich baz lotniczych.
Bezpośredni przelot izraelskich samolotów
nad Jordanią lub Irakiem wiąże się z nieuchronnym przechwyceniem
ich przez amerykańskie siły powietrzne operujące w rejonie Zatoki
Perskiej. Wybranie dłuższej trasy nad Oceanem Indyjskim wiąże
się z naruszeniem przestrzeni powietrznej innych państw arabskich
tego rejonu. Raport podaje: "To oznacza, że podczas ataku
izraelskie samoloty musiałyby lecieć z baz w Izraelu 1.500-1.700
kilometrów do celu, zniszczyć go, a następnie lecieć z powrotem
1.500-1.700 kilometrów." Operacja powietrznego tankowania
byłaby skomplikowana, gdyż latające cysterny są bardzo wrażliwe
i nie mogą obsługiwać wrogiej przestrzeni powietrznej.
Przy zastosowaniu różnorodnej taktyki, nowoczesnego
uzbrojenia i środków wywiadu elektronicznego, izraelskie siły
powietrzne mogłyby bardzo ograniczyć możliwości wykrycie i przechwycenia
przez irańską obronę przeciwlotniczą. Zgodnie z raportem, tak
rozległą operację powietrzną Izrael musiałby wykonać następującymi
siłami: 25 maszyn Boeing F-15I oraz 137 samolotów Lockheed
Martin F-16C/D. W ostatnim czasie izraelskie siły powietrzne
otrzymały 20 maszyn F-16Is i F-15I. Jednak raport
podkreśla, że samoloty F-15I posiadają promień skutecznego
działania 1.270 kilometrów, natomiast F-16I mają promień
skuteczności 2.100 kilometrów, z tym że Izrael dysponuje maszynami
F-16C/D, których zasięg wynosi 925 kilometrów.
Należy jednak pamiętać, że w praktyce zasięg
skutecznego działania samolotów jest o wiele krótszy, gdyż wykonujące
uderzenie samoloty musiałyby lecieć na małej wysokości, aby
uniknąć wykrycia radiolokacyjnego. Taka grupa uderzeniowa wymagałaby
również odpowiedniego wsparcia ze strony latających cystern,
samolotów zwiadu elektronicznego, przekazywania danych oraz
ratunkowych. Na zakończenie raport podsumowuje: "Izrael
może zaatakować tylko kilka irańskich celów, i nie jako część
większej długotrwałej operacji, ale tylko jako niespodziewane
uderzenie."
Irańska reakcja byłaby również mocno ograniczona.
Jakikolwiek nalot ze strony irańskich sił powietrznych byłby
po prostu akcję samobójczą. Ewentualny atak rakietowy również
nie stanowi większego zagrożenia, gdyż rakiety "Shehab"
mają słabe naprowadzanie i małą skuteczność rażenia celu. Natomiast
Izrael nieustannie rozbudowuje i doskonali swoje systemy obrony
przeciwrakietowej. Również ewentualne działania ze strony szyickiej
organizacji Hezbollah działającej w Libanie, byłyby mocno ograniczone,
gdyż naraziłyby Syrię na poważny odwet ze strony izraelskiej
armii. A tego nie chce osłabiony reżim Bashar Assada, ani też
tego nie chce Iran. Pozostają więc żydowskie cele poza granicami
Izraela. Arabscy sąsiedzi Izraela chcieliby zapewne potępić
takie działania, jednak prawdopodobnie byłaby to słaba i nieskuteczna
akcja dyplomatyczna. Unia Europejska warknęłaby, a współpraca
ze Stanami Zjednoczonymi nie zmieniłaby się.
Opracowano na podstawie materiałów "The
Jerusalem Post".
|