Wiatr  wojny  wieje  od  północy



  -  Czasy i fakty


Zobacz także:

    -  [2016 r.] Dziesięć lat spokoju
    -  [2016 r.] Jakie lekcje z
                             irackiego Mosulu?
    -  [2017 r.] Widok z Kirya
    -  [2017 r.] Wiatry wojny wieją na
                             granicach Izraela
  -  Wiatr wieje od północy
    -  [2018 r.] Co dalej z Autonomią
                 Palestyńską i Strefą Gazy?
    -  [2018 r.] Dlaczego Netanjahu
                    podjął decyzję o rozejmie?
    -  [2019 r.] Islamski Dżihad
    -  Runda walk z 2021 r. była inna
                            niż wcześniejsze
    -  [2021 r.] Operacja
                          "Strażniik Murów"
    -  [2021 r.] Hamas i
                             Islamski Dżihad
    -  [2021 r.] Zmiany w
                     Autonomii Palestyńskiej
    -  [2021 r.] Czy Iron Dome jest
                 tak skuteczny jak myślano?
    -  [2022 r.] Operacja
                         "Przed Świtem"
    -  [2023 r.] Czego IDF obawia się
                       w najbliższym czasie?
    -  Atak 7 października 2023 r.
    -  [2023 r.] O co chodzi w sporze
                    Izraela z Egiptem wokół
                             Strefy Gazy?




 



/2018 r./

W ostatnim czasie wiele światowych mediów rozpisywało się na temat wzrostu napięcia w stosunkach izraelsko-syryjskich, a zwłaszcza o izraelskim ataku na irańskie cele wojskowe w Syrii. Aby zrozumieć powagę całej sytuacji, spróbujmy przyjrzeć się szerszemu obrazowi i wziąć przy tym pod uwagę nie tylko ostatnie wydarzenia, ale kilka ostatnich tygodni w całym regionie.

Ostatni poważny incydent zdarzył się w sobotę 10 lutego, kiedy to po raz pierwszy w historii, irański dron wojskowy wleciał w izraelską przestrzeń powietrzną w pobliżu miasta Beit Szean. Był on dużo wcześniej uważnie obserwowany przez izraelskie systemy obrony przeciwlotniczej, i gdy tylko wleciał w przestrzeń powietrzną Izraela, znalazł się w celownikach czekającego na pozycji bojowej helikoptera szturmowego AH-64 Apache "Saraph". Irański dron przebywał nad Izraelem zaledwie przez 90 sekund, po czym został zestrzelony.

W odpowiedzi, osiem izraelskich samolotów wielozdaniowych F-16I "Sufa" wykonało odwetowy nalot na centrum dowodzenia irańskiego drona, które znajdowało się w syryjskiej bazie sił powietrznych T-4 przy wiosce Tiyas, położonej 60 km na wschód od miasta Palmyra w prowincji Homs. Baza została poważnie uszkodzona – zniszczona została wieża kontroli lotów, a pasy startowe zostały bezpośrednio trafione. W trakcie tego nalotu, syryjska obrona przeciwlotnicza wystrzeliła salwę rakiet przeciwlotniczych SA-17 (zasięg 30-50 km). Pociski tego systemu przeciwlotniczego mają 5,5 metra długości i masę całkowitą 690 kg. Są one wyposażone w radarowy zapalnik zbliżeniowy, i wybuchają gdy znajdą się w pobliżu celu. Prawdopodobnie z powodu błędu pilota, jeden z izraelskich samolotów nie zdołał wystarczająco dobrze uchylić się przed nadlatującą rakietą, która eksplodowała w jego pobliżu. Ponieważ samolot nie został bezpośrednio trafiony, jego pilot i nawigator podjęli decyzję o powrocie do macierzystej bazy w Izraelu. W trakcie powrotnego lotu, Syryjczycy wystrzelili co najmniej 20 rakiet systemu S-200 (zasięg do 255 km) – szczątki jednej z tych rakiet spadły na terytorium Izraela (to właśnie z ich powodu nastąpiło chwilowe wstrzymanie startów i lądowań na międzynarodowym porcie lotniczym im. Dawida Ben Guriona). Uszkodzony izraelski samolot F-16 zdołał dolecieć w pobliże bazy lotniczej Ramat David, jednak jego załoga musiała się katapultować, a szczątki maszyny spadły przy kibucu Harduf w Dolinie Jeezrel.

Wobec tych wydarzeń, izraelski rząd zdecydował się na wielopłaszczyznowy głęboki atak sił powietrznych na syryjskie i irańskie cele położone głęboko w terytorium rozdartej wojną domową Syrii. Odwetowy atak uderzył w 12 celów, w tym 4 cele irańskie. Jednym z nich była irańska wojskowa baza lotnicza w Mezzeh, skąd wychodzą transporty irańskiej broni dla Hezbollahu w Libanie. To właśnie z tej bazy miał wystartować irański dron, który naruszył przestrzeń powietrzną Izraela. Pozostałe dwa cele irańskie to magazyn broni w Jabal Mana oraz baza wojskowa w Tel Abu Tha'alab, na południe od Damaszku, która jest wykorzystywana przez wojska irańskie. Wśród celów syryjskich znalazły się bazy wojskowe w Al-Dimas i Madaya, a także syryjska baza 16 Dywizji w górach Qalamun (gdzie stacjonują syryjskie siły przeciwlotnicze), baza elitarnej syryjskiej gwardii republikańskiej na południe od Damaszku, baza 156 Dywizji na północ od Daraa (z magazynami broni), bazy 79. i 89. Dywizji na północ od Dara (w pobliżu granicy izraelsko-syryjsko-jordańskiej) oraz baza 175 Dywizji w rejonie Izraa.

Gdy ucichły emocje po walce, przyszły pierwsze refleksje. Nie można wykluczyć, że całe zdarzenie było starannie przygotowaną zasadzką, którą zastawił Iran przy pomocy syryjskiej armii. Rozpoczynając swoją operację z bezzałogowym dronem, byli świadomi nieuchronnej reakcji odwetowej ze strony Izraela. Dlatego przygotowali wyrzutnie rakiet, które w gotowości do ognia stały na wyznaczonych stanowiskach. Zareagowały one najsilniejszym ogniem przeciwlotniczym, jaki kiedykolwiek spotkano nad Syrią. Dodatkowo syryjskie wyrzutnie zdołały wystrzelić swoje rakiety w jednej płaszczyźnie, tworząc zaporę przeciwlotniczą w powietrzu. Dzięki temu udało się im zestrzelić jeden samolot. Kto wygrał to starcie? Taktycznie i operacyjnie zwyciężył Izrael, jednak w świadomości medialnej pozostanie obraz szczątków zestrzelonego izraelskiego myśliwca i kopuła spadochronu pilota, który się wcześniej katapultował.

Tak poważny incydent spowodował wielkie wzburzenie dyplomatyczne, które otarło się o Moskwę i Waszyngton. Syryjczycy tłumaczyli się, że inflitracja terytorium Izraela przez dron mogła być skutkiem przypadku – osoba dyżurująca w bazie lotniczej w Tiyas, prawdopodobnie pozwoliła sobie na chwilę nieuwagi (zasnęła z ręką na drążku nawigacyjnym drona). Jednak dużo bardziej prawdopodobne jest, że było to celowo zamierzone działanie.

Nie był to zwykły zbieg okoliczności, gdyż od dłuższego czasu Iran rozgrywa wielką partię szachów na arenie syryjskiej i libańskiej. W tamtą sobotę podjęli pierwsze działania ofensywne. W ofierze złożyli niewiele liczącego się małego pionka, aby dzięki temu zestrzelić cenny myśliwiec F-16. Prawdopodobnie kolejne ruchy są już zaplanowane, a my będziemy wkrótce ich świadkami.

Rywalizacja i cicha wojna pomiędzy Izraelem a Iranem trwa już od wielu lat. Jest to niezwykle okrutna wojna, w której Irańczycy nie wahali się sięgnąć po morderczą broń terroryzmu, zabijając żydowskich cywilów w różnych miejscach na całym świecie. Przez cały ten czas ściśle przestrzegana była tylko jedna zasada: obie strony unikały bezpośredniego otwartego konfliktu. Iran do przeprowadzania bezpośrednich ataków wykorzystywał swojego libańskiego pełnomocnika w postaci organizacji terrorystycznej Hezbollah. Natomiast Izrael prowadził tajemną grę wywiadów i akcji ukrytych agentów. W sobotę 10 lutego po raz pierwszy doszło do bezpośredniej otwartej konfrontacji. Był to kamień milowy we wzajemnych stosunkach.

Izrael od dłuższego czasu ostrzegał międzynarodową społeczność, że w całym regionie Bliskiego Wschodu rośnie zagrożenie bezpieczeństwa ze strony Iranu. Wskazywał, że nie pozwoli Iranowi zająć strategiczne pozycje położone w pobliżu granic Izraela na Wzgórzach Golan, i wzywał światowe mocarstwa do podjęcia odpowiednich działań, by powstrzymać irańską ekspansję w Syrii i Libanie. Przy tej okazji odbyło się wiele niezwykle istotnych inicjatyw na arenie międzynarodowej dyplomacji.

W między czasie, Izraelskie Siły Powietrzne nieustannie monitorowały sytuację na granicy libańsko-syryjskiej, uniemożliwiając konwojom z zaawansowanymi technologicznie irańskimi broniami dotrzeć do Hezbollahu. Kolejne izraelskie działania miały miejsce, gdy pro-irańskie siły podjęły próbę utworzenia bazy w zdemilitaryzowanej strefie w pobliżu masywu góry Hermon, w syryjskiej części Wzgórz Golan. Później interweniowano, gdy Hezbollah rozmieścił swoje siły w południowej części Wzgórz Golan, prowadząc ofensywę przeciwko lokalnym oddziałom syryjskich rebeliantów.

Wszystkie te zdarzenia potwierdzały rosnącą aktywność militarną Iranu w Syrii. Działania izraelskie wskazywały przy tym, że Izrael jest zdeterminowany w zachowaniu określonych przez siebie "czerwonych linii", i powoli traci cierpliwość wobec bierności świata na agresywne ruchy Iranu. Incydent z irańskim dronem i zestrzelonym izraelskim F-16, z pewnością był najpoważniejszym od czasów II wojny libańskiej (12 lipca-14 sierpnia 2006 r.). Z pewnością, incydent ten był punktem zwrotnym z całej tajnej wojnie, którą Izrael i Iran prowadzą ze sobą od dziesięcioleci.

Izrael pokazał Iranowi, że posiada niezwykle dokładne informacje wywiadowcze dotyczące jego działalności w Syrii i Libanie. A posiadając dane o lokalizacji strategicznych celów, posiada zdolności zniszczenia irańskich i syryjskich obiektów wojskowych położonych nawet głęboko w terytorium Syrii.

Zestrzelenie izraelskiego myśliwca F-16 było świętowane w wielu arabskich środowiskach jako wielkie zwycięstwo nad Izraelem i poważny cios dla "podmiotu syjonistycznego", jak o Izraelu mówi Hezbollah i Iran. Syria zagroziła, że jeśli po raz kolejny izraelskie samoloty naruszą jej przestrzeń powietrzną, to spotkają się z podobną ostrą reakcją. Z pewnością strata F-16 jest czymś wyjątkowym, czymś, czego nie można bagatelizować. Był to pierwszy izraelski samolot strącony od 1982 roku. Dodatkowo spadł on na terytorium Izraela, w Dolnej Galilei. Siły Obronne Izraela oczywiście wysyłają uspokajające sygnały, mówiąc, że rzeczywiście stracili jeden samolot, ale nie utracili supremacji powietrznej w regionie. Eksperci wojskowi wskazują na dwie możliwe przyczyny stracenia tej maszyny. Po pierwsze, bardzo możliwe, że załoga samolotu była tak bardzo skupiona na wykonywaniu swojej misji, że zignorowali lub po prostu nie zauważyli sygnałów ostrzegawczych przed rakietami przeciwlotniczymi. "Nadmierna motywacja" jest znanym zjawiskiem wśród żołnierzy wykonujących misje bojowe, i czasami przynosi niepożądane negatywne wyniki. Po drugie, mogło się także zdarzyć, że wystąpiła awaria systemów ostrzegania w samolocie, lub też alternatywnie, operacyjna osłona elektronicznego zakłócania okazała się niewystarczająca.

Niemniej jednak, syryjska obrona przeciwlotnicza odkryła, że jest zdolna zestrzelić izraelskie samoloty, a Izraelczycy nie będą już tak swobodnie i beztrosko wlatywać nad terytorium Syrii i sąsiedniego Libanu. Syria ma jeden z największych i najpotężniejszych arsenałów rakietowych pocisków przeciwlotniczych na świecie. Ten arsenał nie został uszkodzony w czasie wojny domowej. Z pewnością zmienia to zasady gry zarówno na ziemi, jak i w powietrzu. Będzie to także miało swój negatywny wpływ na zdolności odstraszania Izraela, a wszystkie nadchodzące sygnały wskazują na to, że Iran przygotowuje grunt pod większy konflikt zbrojny z Izraelem.

Ten przyszły konflikt, prawie na pewno będzie wielostronną wojną, którą izraelscy dowódcy wojskowi już zaczynają nazywać w swoich rozmowach: "pierwszą wojną północną". Należy się spodziewać, że w trakcie tej wojny, działający z Libanu Hezbollah i inne pro-irańskie siły działające z Syrii, wystrzelą tysiące pocisków rakietowych, moździerzowych i artyleryjskich, których celem będzie sprowadzenie Izraela na kolana. W planach agresorów zapewne jest wykonanie następnego ruchu, w postaci przesunięcia sił lądowych Hezbollahu i innych na terytorium Izraela, a równocześnie wywołanie palestyńskiego powstania w Judei i Samarii, oraz konfliktu zbrojnego w Strefie Gazy i na granicy z egipskim Półwyspem Synaj.

Ostatni miesiąc był świadkiem licznych dyplomatycznych działań libańskich, syryjskich i irańskich przywódców, którzy starali się pozyskać nowych sojuszników, aby rozpocząć konflikt z Izraelem. Do Libanu został wysłany potencjalny następca irańskiego ajatollaha Ali Chamenei, Sayyeda Ebrahima Raisi. Stojąc blisko izraelskiej granicy, Raisi głośno i wyraźnie powiedział: "Wyzwolenie Al-Kuds (Jerozolimy) jest bliskie. Dzięki ruchowi oporu, Palestynie jak dotąd udaje się pokonać Izrael, a palestyńscy Arabowie dowiedzieli się, że to walka i wytrwałość, a nie stoły negocjacyjne, określą losy ich kraju." Raisiemu towarzyszyli przedstawiciele Hezbollahu oraz irańscy dowódcy wojskowi.

Podczas pobytu w Libanie, Raisi spotkał się z członkami libańskiego rządu, podkreślając fakt, że Liban jest ważnym strategicznym sojusznikiem Iranu w regionie. Można to uznać, że decyzje w sprawie roli Libanu w przyszłej wojny północnej, będą podejmowane nie w Bejrucie, ale w Teheranie. Podczas tej wizyty znaleziono rzecz, którą od dłuższego czasu usilnie poszukiwano. Tą rzeczą był powód, dla którego będzie można rozpocząć nowy konflikt.

Od pewnego czasu Izrael zaczął poprawiać stan bezpieczeństwa swoich granic, aby zapobiec próbom infiltracji z Libanu. Z tego powodu, wzdłuż granicy izraelsko-libańskiej, budowana jest nowoczesna bariera, która jest wyposażona w najnowocześniejsze rozwiązania technologiczne. Na najbardziej zagrożonych odcinkach budowany jest betonowy mur o wysokości dochodzącej nawet do 8 metrów. Dotyczy to zwłaszcza miejsc będących w pobliżu przygranicznych żydowskich społeczności cywilnych lub baz wojskowych. Rząd Libanu uznał te działania za naruszające tzw. Niebieską Linię. Jest ona uznana za międzynarodową granicę, którą od wycofania się izraelskiej armii z Libanu w 2000 roku, nadzorują międzynarodowe siły pokojowe UNIFIL. W odpowiedzi na te zarzuty, Izrael przedstawia dowody potwierdzające, że budowana bariera graniczna powstaje po izraelskiej stronie i nie narusza Niebieskiej Linii, co potwierdzają siły UNIFIL. Tak czy inaczej, kontrolowany przez pro-irański Hezbollah rząd libański, usilnie stara się znaleźć kolejne powody, by wejść w otwarty konflikt z Izraelem.

Takim kolejnym punktem zapalnym wydaje się spór o prawa do obszarów wydobycia gazu ziemnego z dna Morza Śródziemnego, które rozciągają się wzdłuż wybrzeża Izraela, Libanu i Cypru. W spór ten ostatnio zostały wciągnięte okręty marynarki wojennej Turcji i Włoch, które odbywały ćwiczenia morskie w pobliżu Cypru. W chwili, gdy irański dron przeprowadzał swój atak na terytorium Izraela, libański rząd podpisywał umowę z trzema europejskimi koncernami naftowymi: włoskim Eni, francuskim Total i rosyjskim Novatek. Umowa dotyczy rozpoczęcia wierceń w poszukiwaniu złóż gazu, a następnie rozpoczęcia ich eksploatacji. Wszystko to pokazuje, jak niezwykle skomplikowane są te sprawy i jak wiele interesów różnych państw znajduje się na stole.

Libański minister spraw zagranicznych Gibran Bassil ostrzegł Izrael, że Liban nie pozwoli na powstrzymanie rozwijania swojej strefy ekonomicznej na Morzu Śródziemnym. W oświadczeniu tym był głęboko ukryta groźba dotycząca Hezbollahu, który dysponuje zaawansowanymi technologicznie precyzyjnymi rakietami, zdolnymi uderzyć w izraelskie platformy wydobywcze i odcięcia dostaw gazu ziemnego do Izraela. Oczywiście, Siły Obronne Izraela od dłuższego czasu są świadome tych wszystkich potencjalnych zagrożeń, i w celu przeciwdziałania im, zamówiono w niemieckich stoczniach cztery nowe okręty patrolowe oraz dostosowano istniejący system obrony przeciwrakietowej Iron Dome do wersji ochrony okrętów i platform wydobywczych. Ne rozwinięcie pełnej ochrony izraelskich pól gazowych potrzeba jednak jeszcze kilku lat, natomiast już teraz izraelski wywiad donosi, że w podziemnym obiekcie w pobliżu Bejrutu, Iran przygotowuje się do rozpoczęcia produkcji zaawansowanych rakiet dla Hezbollahu. Izrael uważnie obserwuje te wszystkie działania, dobrze rozumiejąc, że Iran jest największym egzystencjalnym zagrożeniem dla państwa Izrael.

Izrael nie chce wojny, dlatego właśnie izraelski rząd zdecydował się w ostatnią sobotę na wielopłaszczyznowy głęboki atak sił powietrznych na syryjskie i irańskie cele położone głęboko w terytorium Syrii. Było to bardzo mocne ostrzeżenie, obliczone na powstrzymanie nadchodzącej wojny, a nie jej wywołanie. Założono, że prezydent Rosji Władimir Putin będzie bardziej zainteresowany stabilizacją zniszczonej wojną domową Syrii, niż możliwością dalszego pogrążania się całego regionu w otchłań nieobliczalnej w skutkach wojny. Imperialistyczne ambicje Putina stały się w ten sposób zagrożone, a perspektywy stabilizacji jego sojusznika Syrii, zostały podkopane. Premier Benjamin Netanjahu zdecydował się na bardzo ryzykowny krok, i kosztem ogromnego wysiłku podjął próbę zmuszenia Władimira Putina do powstrzymania ekspansji Irańczyków w Syrii i Libanie.

Jednak Putin jest rasowym dyplomatą, który dobrze wie, w jaki sposób odmówić izraelskim politykom, dając im przy tym poczucie, że podziwia ich i Izrael. Chwali przy tym naród żydowski i utrzymuje więzi przyjaźni. W przeszłości Putin powiedział otwarcie: "Działam wyłącznie zgodnie z interesami Rosji, tak jak je rozumiem." A w tej chwili, w interesie Rosji wydaje się, że jest utrzymanie sojuszu z Iranem. Koordynacja wojskowa z Izraelem ma jedynie na celu ograniczenie ryzyka strat własnych, aby osiągnąć cel Kremlu. Tak więc, koordynacja wojskowa z Izraelem jest taktyką, a sojusz z Iranem jest strategią. Izrael nie może więc polegać na dobrych intencjach Putina i musi znaleźć sposób, żeby zmusić go do działania.

Jak widzieliśmy to, premier Netanjahu podjął już wcześniej próbę pozyskania administracji Stanów Zjednoczonych, aby przeciwdziałać wysiłkom Iranu. Prezydent Donald Trump jest o wiele bardziej przyjazny Izraelowi niż prezydent Putin. Niestety, działania te nie powiodły się, gdyż Stany Zjednoczone nie wykazały zainteresowania rzeczywistym zaangażowaniem się w określenie przyszłości Syrii. Wydaje się, że Syria została pozostawiona w rosyjskiej strefie wpływów, z naciskiem zachowania gwarancji bezpieczeństwa dla Izraela, oraz z głęboko ukrytymi interesami Francji, Włoch i Turcji w tym obszarze. Natomiast Stany Zjednoczone skoncentrowały się na Iraku, a w sąsiedztwie Izraela, skupiły się jedynie na Jordanii – aby utrzymać bezpieczeństwo jej granic z Syrią. Tak więc na arenie rozgrywek syryjskich, Izrael pozostał sam, nie mogąc zupełnie na nikim polegać.

Obecnie najważniejszym pytaniem jest: Kto zrobi kolejny ruch w tej partii szachów? I jaki to będzie ruch?

Rzecznik irańskiego ministerstwa spraw zagranicznych stwierdził, że zestrzelenie izraelskiego samolotu "zmusi Izrael do zmiany strategii działań". Hezbollah posunął się nawet do stwierdzenia, że został otworzony "nowy strategiczny rozdział", gdyż izraelskie siły powietrzne zaczęły tracić przewagę i swobodę działań w Syrii i Libanie. Podobne oświadczenia, choć bardziej ostrożne, zostały wypowiedziane przez przedstawicieli syryjskich władz.

Może to oznaczać, że bardziej odważne osoby z kręgów władz Iranu, Syrii i Hezbollahu, mogą dojść do wniosku, że Izrael nie odważy się już więcej zaatakować konwojów z irańską bronią, które jadą z irańskich baz w Syrii do Libanu. Jest to jednak zbyt przesadzony punkt widzenia, którego źródłem prawdopodobnie jest irański Korpus Strażników Rewolucji, który przechwalając się swoimi rzekomymi zdolnościami operacyjnymi, wprowadził w błąd irański i syryjski reżim, a poprzez nich Hezbollah. Te błędne oceny swoich własnych możliwości, mogą skłonić Syrię lub Iran do podjęcia szeroko zakrojonych działań w reakcji na kolejny izraelski atak powietrzny, co może doprowadzić do eskalacji sytuacji i wybuchu wojny.

Gdy izraelski wywiad zauważy przygotowania do nowego transportu z irańską bronią dla Hezbollahu, Izrael będzie musiał podjąć decyzję – czy go zignorować i zaryzykować utratę czynnika odstraszania, czy też zaatakować i zaryzykować wybuch wojny.

Do tej pory Siły Obronne Izraela bardzo uważały, aby oficjalnie nie wypowiadać się na temat jakichkolwiek "czerwonych linii". Dlaczego? Aby nie stać się zakładnikami tych "czerwonych linii", których przekroczenie może zmusić Izrael do działania. Jednak izraelscy politycy nie okazali się tak samo ostrożni, i otwarcie określili "czerwone linie" względem konwojów z bronią dla Hezbollahu i względem obecności wojskowej Iranu w Syrii i Libanie. Powiedzieli głośno i wyraźnie, że Izrael na to nie pozwoli.

Ale pomimo najlepszych chęci i największych wysiłków, Izrael pozwolił na kilka bardzo poważnych zmian, do jakich doszło w regionie.

Według najnowszego raportu wydanego przez Instytut Polityki i Strategii, państwa arabskie na Bliskim Wschodzie iw Afryce Północnej dążą do budowy elektrowni jądrowych. Zjednoczone Emiraty Arabskie będą pierwszym państwem, które będzie eksploatować reaktor jądrowy (wyprodukowany w Korei Południowej). Oczekuje się, że Egipt, Arabia Saudyjska, Jordania, Sudan, Tunezja i Algieria pójdą w jego ślady, deklarując zamiar budowy reaktorów jądrowych. Każdy z tych krajów jest w trakcie realizacji planu budowy elektrowni atomowej. Oficjalnie mówią one, że budowa tych elektrowni jądrowych jest niezbędna, aby zaspokoić rosnące zapotrzebowanie na energię do celów gospodarczych, jednak w rzeczywistości istnieje inny powód ich wysiłków.

Autor raportu, dr Shaul Shay, mówi, że zakup technologii nuklearnej jest również sposobem odpowiedzi na irański program nuklearny, który zagraża wszystkim sunickim państwom w regionie. To właśnie obawy przed zagrożeniem ze strony nuklearnego Iranu, skłaniają arabskie państwa Bliskiego Wschodu do pozyskiwania wiedzy i technologii jądrowych. Tendencja ta jest szczególnie widoczna wśród irańskich rywali – Egiptu, Arabii Saudyjskiej, Turcji, Jordanii i państw Zatoki Perskiej.

Zawarta między zachodnimi mocarstwami a Iranem umową nuklearna, rozluźniła sankcje nałożone na Republikę Islamską, w zamian za wstrzymanie prac rozwoju broni jądrowej w nadchodzącym dziesięcioleciu. Dało to czas sąsiednim państwom na opracowanie i stworzenie własnej infrastruktury nuklearnej. Oczywiście, istnieje ogromna różnica między zdolnością do rozpoczęcia programu jądrowego a pozyskaniem wiedzy, technologii nuklearnej i wybudowaniem reaktora jądrowego z przeznaczeniem działalności energetycznej. Jednak stworzenie infrastruktury, wykształcenie naukowców i techników, oraz pozyskanie odpowiedniej wiedzy, może przyśpieszyć procesy przekształcające cywilne technologie jądrowe w nuklearne technologie wojskowe. Tendencje te wyraźnie wspiera Rosja, która jest zainteresowana dostarczaniem wiedzy i technologii, jako sposób wzmocnienia swojej pozycji w regionie.

Pierwszym krajem w świecie arabskim, który planuje uruchomienie reaktora jądrowego, są Zjednoczone Emiraty Arabskie. Ich sąsiad, Arabia Saudyjska, będzie drugim arabskim krajem w Zatoce Perskiej, posiadającym energię jądrową. Kraj ten podpisał umowy o współpracy ze Stanami Zjednoczonymi, Francją, Rosją i innymi państwami w dziedzinie energetyki jądrowej i budowy pierwszych reaktorów. Arabia Saudyjska oficjalnie ogłosiła, że jeśli Iran zdobędzie broń nuklearną, to pójdzie jego śladem. Saudyjczycy mają bliskie strategiczne powiązania z Pakistanem, który już posiada broń nuklearną. Arabia Saudyjska zapewniła Pakistanowi pomoc finansową, gdy kraj ten był obłożony międzynarodowymi sankcjami.

Ale wyścig zbrojeń dotknął także innych sąsiadów Izraela. Kilka tygodni temu prezydent Egiptu Abdel Fattah al-Sisi spotkał się z prezydentem Rosji Władimirem Putinem, aby podpisać umowę o współpracy w sprawie budowy elektrowni jądrowej (cztery reaktory) w Dabaa niedaleko Aleksandrii. Podobne porozumienia Rosja podpisała z Sudanem, Algierią i Tunezją. Wschodni sąsiad Izraela, Jordania, również pracuje nad uzyskaniem technologii nuklearnej z pomocą Korei Południowej.

Rosnące zaangażowanie Rosji na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej, ma związek z wysiłkami Putina zmierzającymi do przywrócenia pozycji Rosji jako światowej potęgi. Dlatego Putin wysyła rosyjskich doradców i eksport do każdego kraju, z którym podpisał umowę o współpracy. W ten sposób Rosja wzmacnia swoją pozycję w arabskim świecie, w którym pierwsze rosyjskie bazy wojskowe już utworzono w Syrii.

Cała ta sytuacja powoduje jednak coraz więcej pytań dotyczących strategicznego bezpieczeństwa państwa Izrael. W jaki sposób rozpoczynający się wyścig nuklearnych zbrojeń wpłynie na Izrael? Na obecnym etapie, działania arabskich państw stanowią odpowiedź na nuklearne ambicje Iranu, ale za jakiś czas ta infrastruktura powstanie i będzie stanowić wielkie wyzwanie dla Izraela. Co wówczas zrobimy?

Już teraz Siły Obronne Izraela starają się przeciwstawić zagrożeniom w Syrii i Libanie. Z pewnością już wyciągnięto wnioski z tego jednego dnia walki powietrznej, i będą one skutkować na długofalową strategię rozwoju Izraelskich Sił Powietrznych. Czy zostanie zakupiona kolejna eskadra nowoczesnych samolotów wielozadaniowych piątej generacji F-35? Czy zostaną zakupione dwie dodatkowe eskadry ciężkich myśliwców przewagi powietrznej F-15, które mają nieco większą ładowność niż F-35? Myśliwce F-15 są również tańsze od F-35. Jednak na froncie północnym istnieją tak specyficzne warunki działalności operacyjnej, że ważniejsza od siły ataku F-15 może okazać się zdolność skrytego podejścia i ataku z zaskoczenia przy użyciu F-35. Wydaje się więc, że w przyszłości faworyzowane będą samoloty F-35.

Innym wnioskiem jest konieczność rozwijania sił rakietowych Izraela, które muszą osiągnąć zdolność rażenia głębokich celów, dzięki czemu uniknie się konieczności wysyłania samolotów z ludźmi. Już 4 stycznia 2018 r. w bazie Kirya w Tel Awiwie podjęto decyzję o rozbudowie sił lądowych o Korpus Rakietowy. Jest to przełomowa decyzja, która pokazuje nadchodzącą rewolucję w doktrynie wojny Sił Obronnych Izraela. Plan zakłada stworzenie do 2020 roku arsenału rakietowego o zdolności rażenia celów w dalekiej odległości, z bardzo dużą precyzją celności. Ocenia się, że projekt w pierwszym etapie jego realizacji będzie kosztował około 500 mln szekli (145 mln $).

W pierwszym etapie siły lądowe otrzymałyby rakiety ziemia-ziemia Lora, które koncern Israel Aerospace Industries produkuje na zamówienia zagranicznych armii. Pociski Lora mają długość 5 metrów, i potrafią razić cele w odległości 300 km z dokładnością mniejszą nic 10 metrów (głowica 400 lub 600 kg). Pocisk umożliwia zmiany trajektorii lotu w celu utrudnienia lokalizacji wyrzutni oraz przechwycenia samego pocisku. Jest on przeznaczony do wykonywania nagłych uderzeń na cele lądowe, w tym wyrzutnie pocisków balistycznych przeciwnika, systemy radarowe, systemy rakietowe, naziemne lub podziemne centra dowodzenia i łączności. Równocześnie nastąpiłoby przezbrojenie korwet rakietowych Sa’ar-5 i Sa’ar-6 w te pociski, dzięki czemu marynarka wojenna stałaby się częścią strategicznego ramienia Sił Obronnych Izraela. W kolejnym etapie zostałyby przygotowane rakiety o zasięgu ponad 300 km. Nie określono przy tym ostatecznego budżetu projektu, który może wynieść nawet 7 mld szekli w ciągu najbliższej dekady. Ocenia się, że Siły Obronne Izraela potrzebują około 1 tys. precyzyjnie sterowanych pocisków rakietowych dalekiego zasięgu, aby posiadać zdolność prowadzenia długiej batalii wojennej.

Decyzja ta stanowi rewolucyjną zmianę w koncepcji prowadzenia wojny przez Izrael, która do tej pory opierała się na użyciu sił powietrznych. Wszystkie nowoczesne armie na świecie wkroczyły w epokę precyzyjnie sterowanych pocisków. Środki takie znajdują się także na uzbrojeniu Syrii, i coraz częściej w rękach terrorystów z Hezbollahu. Ich użycie na polu walki może spowodować duże straty dla infrastruktury państwa Izraela i systemów dowodzenia oraz łączności armii. Nawet tak zaawansowane baterie obrony przeciwrakietowej jak Iron Dome, są zdolne przechwycić około 90% tych pocisków – a pozostałe będą w stanie celnie trafić w ważne cele. Próbując przeciwdziałać temu zagrożeniu, Izraelskie Siły Powietrzne inwestowały w samoloty zdolne przenosić w swoich lukach sterowane bomby, których głowice były większe niż głowice wykorzystywane w dużo bardziej kosztownych pociskach rakietowych. Wykorzystywano przy tym istniejącą infrastrukturę baz sił powietrznych, z ich wykwalifikowanych personelem i systemem szkoleń załóg. Siły powietrzne posiadają zdolność zniszczenia tysięcy celów w ciągu jednego dnia. A wszystko to dzięki rozbudowanym systemom wywiadowczym, które zbierają i analizują informacje w czasie rzeczywistym. Kto do tej pory potrzebował rakietowego ramienia sił lądowych? Wydawało się ono niepotrzebne, i co ważniejsze – zbyt kosztowne.

Ale sytuacja się zmieniła. Systemy broni przeciwlotniczej zrobiły wielki postęp. Syryjska armia wykorzystuje rosyjski system S-200, który powstał w 1967 roku. Ale w 1978 r. na uzbrojenie rosyjskiej armii wszedł nowy system S-300, a w 2007 r. najnowszy system S-400. I właśnie baterie systemu S-400 znajdują się już na terytorium Syrii, chroniąc rosyjskie bazy wojskowe. Izrael prowadząc swoje działania operacyjne w Syrii, starannie unika wejścia w konflikt z rosyjskimi siłami zbrojnymi, co powoduje, że swoboda prowadzenia działań jest coraz mniejsza. Skuteczność sił powietrznych mierzy się zdolnością przeprowadzania szeregu operacji lotniczych i zdolnością wykonywania precyzyjnych ataków. Jest bardzo prawdopodobne, że w najbliższym okresie czasu Izraelskie Siły Powietrzne utracą część swoich zdolności. W takim wypadku, tanie bomby podwieszane pod skrzydłami samolotów, staną się bezużyteczne. Izrael musi posiadać możliwość przeprowadzenia wyprzedzającego ataku w każdej chwili, bez oczekiwania na mobilizację sił rezerwowych i przegrupowanie wojsk lądowych na pozycje wyjściowe do rozpoczęcia ofensywy. Do tej pory ten czas wykorzystywano na zdobycie przez siły powietrzne taktycznej przewagi na polu walki. Niedaleka przyszłość może to wszystko zmienić.

Arsenał rakiet krótkiego zasięgu może być krytyczny w pierwszych godzinach wojny. Oto możliwy scenariusz: w wyniku przygranicznej zasadzki, dwóch izraelskich żołnierzy zostaje uprowadzonych do Libanu. W ciągu kilkunastu minut od ogłoszenia alarmu i podjęcia decyzji o ataku, precyzyjne rakiety niszczą wszystkie mosty na rzekach Litani, Hasbani i Zahrani, odcinając w ten sposób drogi ucieczki z południowego Libanu. Umożliwi to siłom specjalnym rozpoczęcie działań mających na celu odnalezienie i odbicie porwanych żołnierzy z rąk terrorystów. W tym celu siły specjalne od dłuższego czasu się szkolą, dopracowując metody współpracy z helikopterami szturmowymi.

Brygada Spadochronowa od dawna przygotowuje się do prowadzenia samodzielnych operacji głęboko w terytorium wroga. Dzięki zrzutom amunicji i zaopatrzenia, komandosi będą mogli przebywać za liniami wroga nawet przez kilka tygodni, a akcje sił powietrznych będą mogły być ograniczone. Zakłada się, że najlepsze siły Hezbollahu znajdują się w południowym Libanie, blisko granicy. W tym właśnie celu, granicę przekroczą najlepsze izraelskie jednostki sił lądowych, wspierane przez czołgi, transportery opancerzone, buldożery i artylerię. Ale głębiej, w ukryciu i potajemnie będą działać właśnie siły specjalne. Ich celem będzie namierzanie celów oraz ich likwidacja, czy to poprzez indywidualną akcję lub ostrzał artyleryjski, bądź nalot powietrzny. Każdy zdaje sobie przy tym sprawę, że następna wojna będzie zupełnie inna od minionych. Siły Hezbollahu określa się już mianem regularnej armii, a nie organizacji terrorystycznej lub partyzanckiej. Hezbollah nabrał bojowego doświadczenia podczas walk w wojnie domowej w Syrii. Rozbudował także swoje siły, uzyskując wielkość najsilniejszej po Izraelu armii na Bliskim Wschodzie. Hezbollah stosuje przy tym metody niekonwencjonalnej walki, które potrafią zupełnie zmienić wszystkie reguły walki na polu bitwy. Dlatego izraelscy żołnierze od dłuższego czasu przechodzą zupełnie zmieniony system szkoleń, który uwzględnił wnioski ostatnich działań w Libanie. Ich działania będą prowadzone w niezwykle trudnym górskim terenie, a wsparcie ze strony sił powietrznych może być utrudnione.

W południowym Libanie znajduje się 237 wiosek, w których służby wywiadu wojskowego określiły tysiące celów (stanowiska rakiet, punkty dowodzenia Hezbollahu, magazyny broni i inne). Hezbollah jest w stanie wystrzelić w pierwszej salwie ponad 1200 rakiet, z których niektóre dosięgną swoich celów. W związku z tym odpowiedź musi być natychmiastowa i precyzyjna, aby uniemożliwić przeciwnikowi oddanie drugiej salwy. Siły powietrzne mogą napotkać na precyzyjne rakiety przeciwlotnicze, których ogień w znacznym stopniu ograniczy swobodę ich działań, przynajmniej do czasu zniszczenia tych baterii i odzyskania przewagi w powietrzu. W tym czasie krytyczne znaczenie będzie miała broń rakietowa. Już w minionym na roku na uzbrojenie izraelskiej armii zaczęto wprowadzać zestawy artylerii rakietowej Accular-122. Gdy osiągną pełną gotowość bojową, będą zdolne wystrzeliwać co 10 minut około 300 pocisków rakietowych (kaliber 122-160 mm) na odległość 40 km. Czyli w zasięgu rażenia znajdą się wszystkie cele położone na południe od rzeki Litani. Co 10 minut będzie mogło być rażonych ogniem rakietowym 300 celów.

Jeśli Siły Obronne Izraela będą dysponować pociskami rakietowymi klasy ziemia-ziemia o zasięgu 150 km, to bateria znajdująca się daleko od granicy, będzie mogła skutecznie trafić cele w Bejrucie lub Damaszku. Do Bejrutu doleci w ciągu 5 minut. Jedna bateria rakiet Lora (zasięg 300 km) potrafi wystrzelić 40 pocisków na godzinę. Pomnóżmy to przez dziesięć wyrzutni, a będziemy mieli ponad 400 pocisków spadających na cele w rejonie Bejrutu co godzinę. Precyzja tych rakiet wynosi mniej niż 10 metrów.

Do tej pory Siły Obronne Izraela znały możliwości tego uzbrojenia, a nowe technologie były rozwijane przez izraelskie koncerny z przeznaczeniem głownie na sprzedaż dla zagranicznych armii. Nikt się nie śpieszył z wdrażaniem tych technologii do uzbrojenia izraelskiej armii. Jednak teraz sytuacja diametralnie się zmieniła.

 

 

- Opracowanie na podstawie Arutz Scheva i YnetNews.

 



Na poczatek

  Izrael Kultura Historia Turystyka Pomoc duchowa Żydzi w Polsce Czasy i Fakty

Copyright ©2018-2023 by Gedeon